Info
Ten blog rowerowy prowadzi arturswider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 54342.85 kilometrów w tym 803.31 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.11 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 280113 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Maj10 - 0
- 2018, Kwiecień20 - 0
- 2018, Marzec6 - 0
- 2018, Styczeń9 - 0
- 2017, Grudzień2 - 0
- 2017, Wrzesień2 - 0
- 2017, Sierpień3 - 0
- 2017, Lipiec2 - 0
- 2017, Maj7 - 0
- 2017, Kwiecień9 - 0
- 2017, Marzec11 - 0
- 2017, Luty13 - 0
- 2017, Styczeń13 - 0
- 2016, Grudzień16 - 4
- 2016, Listopad9 - 2
- 2016, Październik4 - 0
- 2016, Wrzesień12 - 0
- 2016, Sierpień4 - 0
- 2016, Czerwiec2 - 0
- 2016, Maj6 - 0
- 2016, Kwiecień9 - 0
- 2016, Marzec3 - 0
- 2016, Luty10 - 6
- 2016, Styczeń19 - 12
- 2015, Grudzień14 - 0
- 2015, Październik1 - 0
- 2015, Wrzesień3 - 2
- 2015, Sierpień10 - 6
- 2015, Lipiec12 - 6
- 2015, Czerwiec6 - 0
- 2015, Maj16 - 4
- 2015, Kwiecień13 - 6
- 2015, Marzec13 - 4
- 2015, Luty15 - 0
- 2015, Styczeń18 - 6
- 2014, Grudzień16 - 2
- 2014, Październik9 - 6
- 2014, Wrzesień10 - 4
- 2014, Sierpień4 - 4
- 2014, Lipiec7 - 6
- 2014, Czerwiec7 - 8
- 2014, Maj10 - 4
- 2014, Kwiecień4 - 4
- 2014, Marzec14 - 12
- 2013, Październik1 - 4
- 2013, Wrzesień5 - 6
- 2013, Sierpień10 - 8
- 2013, Lipiec12 - 14
- 2013, Czerwiec9 - 16
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień10 - 32
- 2013, Marzec13 - 20
- 2013, Luty15 - 40
- 2013, Styczeń16 - 16
- 2012, Grudzień8 - 6
- 2012, Listopad6 - 14
- 2012, Październik14 - 18
- 2012, Wrzesień14 - 26
- 2012, Sierpień13 - 30
- 2012, Lipiec15 - 26
- 2012, Czerwiec14 - 13
- 2012, Maj12 - 8
- 2012, Kwiecień10 - 13
- 2012, Marzec15 - 16
- 2012, Luty14 - 20
- 2012, Styczeń15 - 28
- 2011, Grudzień15 - 12
- 2011, Listopad4 - 5
- 2011, Październik12 - 8
- 2011, Wrzesień14 - 11
- 2011, Sierpień15 - 3
- 2011, Lipiec12 - 2
- 2011, Czerwiec11 - 17
- 2011, Maj14 - 15
- 2011, Kwiecień12 - 24
- 2011, Marzec18 - 26
- 2011, Luty14 - 13
- 2011, Styczeń15 - 8
- 2010, Grudzień9 - 13
- 2010, Wrzesień5 - 4
- 2010, Sierpień5 - 5
- 2010, Lipiec5 - 7
- 2010, Czerwiec7 - 11
- 2010, Maj10 - 5
- 2010, Kwiecień8 - 24
- 2010, Marzec14 - 34
- 2010, Luty13 - 0
- 2010, Styczeń14 - 2
- 2009, Lipiec3 - 0
W Peletonie
Dystans całkowity: | 6169.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 204:22 |
Średnia prędkość: | 30.19 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.00 km/h |
Suma podjazdów: | 42261 m |
Maks. tętno maksymalne: | 199 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 171 (87 %) |
Suma kalorii: | 199877 kcal |
Liczba aktywności: | 59 |
Średnio na aktywność: | 104.56 km i 3h 27m |
Więcej statystyk |
- DST 149.96km
- Czas 04:35
- VAVG 32.72km/h
- VMAX 59.62km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 188 ( 95%)
- HRavg 171 ( 86%)
- Kalorie 5081kcal
- Podjazdy 969m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
VI Trzebnicki Maraton Szosowy - 19 miejsce w M3!!! :D
Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 02.05.2012 | Komentarze 0
Mój trzeci maraton w Trzebnicy i jak do tej pory NAJLEPSZY start. 19 miejsce w M3 na MEGA=150km i 54 miejsce w OPEN na MEGA.
Premia góska na Radłowie = 60 miejsce 1:25 :)
Reszta później. :)
Czasy w progach:
Lo (do 140HR) - 1:53
In (141HR - 169HR) - 2:10:56
Hi (od 170HR) - 2:23:12
Spalono: 0,66kg.
Odo: 6842km.
- DST 137.99km
- Czas 04:39
- VAVG 29.68km/h
- VMAX 53.75km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 188 ( 95%)
- HRavg 156 ( 79%)
- Kalorie 4856kcal
- Podjazdy 790m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
Góry Kocie czyli... ponownie trasa Maratonu Trzebnickiego. :)
Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 0
Ponownie pociągnęło mnie na północ w Góry Kocie. Dodatkową motywacją była Katarzyna Dugiel, która dołączyła do naszego teamu Husaria Szosowa. Dziś był jej debiut. Spotkaliśmy się na pl. Bema i razem pojechaliśmy na pierwsze miejsce zbiórki pod Whirlpool'em ale nikogo tam nie było. Polecieliśmy do Pasikurowic. Po drodze minął nas Piotrek ale w aucie... :D Przywitał się i potem czekał na nas na drugim miejscu zbiórki. Po dojechaniu do Pasikurowic, gdzie lekko się z Kaśką spóźniliśmy, okazało się, że czeka tam grupka 16 osób! Od nas był Artur i Marcin. Reszta stanowiła część grupy Harfa-Harryson oraz ekipa od Tomka i Aśki Wołodźko. Nie znałem tam nikogo oprócz Zbyszka. Fajnie było go spotkać po zimie. :) Praktycznie po dojechaniu przez nas do grupy, ta od razu ruszyła. Plan był aby jechać do Trzebnicy do Szerszeni ale Artur powiedział, że "nie będzie robił za lokomotywę dla Szerszeni", a Marcin powiedział, że woli jechać z harfiarzami więc mi nie pozostało nic innego jak jechać z nimi. Sam nie miałem ochoty jechać do Trzebnicy, bo nie wiedziałem czy kogoś tam zastanę.
Tempo od samego początku poszło bardzo ostre. Dodatkowo jechaliśmy głównie pod wiatr i boczny z ukosa i było momntami naprawdę ostro. Za Skarszynem, gdzie skręciliśy w prawo, a potem w lewo zaczęły się hopki i po jakiś 3km, gdzie razem z Marcinem daliśmy ostrą zmianę, zagotowało nas obu i... grupa nam odjechała. Zostaliśmy razem z Kaśką. Nie pozostało nic innego jak gonić grupę. To była nacięższa praca jaką wykonałem w tym roku na rowerze. Przez 23km mieliśmy ich na jakieś 300 / 400 metrów i NIE mogliśmy ich dojść. Co najciekawsze, Kaśka siedziała nam cały czas na kole i nie puściła. Na zmiany jej nie dawaliśy. Po tym odcinku odpuściliśmy bo Kaśkę urwało i musieliśmy na nią poczekać. Potem nie było już sensu gonić, bo grupa odjchała. Pojechaliśmy kawałek "15" na Milicz i na 23km odbiliśmy w prawo, włączając się na trasę Maratonu Trzebnickiego. To tu tydzień temu odbiłem do domu jak byłem odcięty. Mieliśmy cichą nadzieję, że gdzieś po drodze spotkamy grupę pod jakimś sklepem czy coś ale niestety nie. Przejechany odcinek maratonu to hopki i lekkie podjazdy. Na tym odcinky trasy asfalt jest ok. W pewnym momencie spadło na nas kilka kropel deszczu ale na szczęcie to było tylko kilka kropel. :)
Wracając cały czas trzymaliśmy tempo, i co nas bardzo cieszyło, Kaśka na kole dawała sobie radę. Kilka razy sama dała zmianę. Super. Wracaliśmy przez Skarszyn i Psary do Wrocławia. Miasto przejechałęm razem z Marcinem. Kaśka odbiła wcześniej do siebie. W domu nie czułem zmęczenia, czy ujechania jak tydzień temu, kiedy czułem się fatalnie. Teraz już wiem czemu. Kwestia ubioru. Dziś byłem urany dużo "grubiej" i nie było mi zimno. Tydzień temu źle się ubrałem i mnie odcięło, bo energia poszła na ogrzewanie, hehe. ;)
A dla szukających sensacji, gorzkich żali czy tyrad, dobra rada: takie smakołyki to tylko w "Fakcie" albo w "Życiu na gorąco". :D
Czasy w progach:
Lo (do 140HR) - 28:31
In (141HR - 169HR) - 3:18:23
Hi (od 170HR) - 51:37
Spalono: 0,63kg.
- DST 138.61km
- Czas 04:45
- VAVG 29.18km/h
- VMAX 56.56km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 192 ( 97%)
- HRavg 156 ( 79%)
- Kalorie 5145kcal
- Podjazdy 540m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy Maratonu Trzebnickiego 2012 + Whirlpool Team! :)
Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 17.04.2012 | Komentarze 3
Zgodnie z planem i co najważniejsze, przy dość dobrej pogodzie jak na ten chłodny kwiecień, o 10:00 na parkingu firmy Whirlpool na Psim Polu, spotkaliśmy się w kilka osób celem objechania trasy Maratonu Trzebnickiego ad. 2012. :) Ekipa złożyła się na 5 kolarzy Whirlpool Team'u (wśród nich Kasia Rzepecka), 3 kolarzy mojego teamu Husarii Szosowej - Tomek i Krzysiek - oraz nowego kolegi z forum szosowego Willy'ego. W Skarszynie dołączył Adam. Takim peletonem zaatakowaliśmy trasę.
Wylot przez Pasikurowice, a potem Trzebnica i zaczynamy jechać trasą maratonu. Do Trzebnicy bardzo wiało, zresztą potem też. Na szczęście do domu jechało się z wiatrem, a to zawsze mnie cieszy. Ataki szły co chwilę. Towarzystwo chciało się chyba rozgrzać. ;) Mnie za Skarszynem (jak zawsze) lekko zagotowało i dojechałem do Trzebnicy z lekką stratą kilkunastu sekund. ;) Od samej Trzebnicy jechaliśmy w kolumnie dwójkowej. Tasowania, zmiany i tempo mimo wiatru szło całkiem niezłe. Średnio około 32/34km/h. Było mi trochę zimno mimo założonych 2 koszulek, rękawków, nogawek i kamizelki WindStoppera, co potem miało chyba zgubne następstwa... ;D
Do Gruszeczki było idealnie, choć czułem, że to nie jest mój najlepszy dzień. Mimo podjadania kanapeczek, czułem, że moc spada. Droga przez ten las za Gruszeczką woła, o pomstwę do nieba. AMBA i tyle. Tomek nagrał na kamerę jazdę po tych dziurach. Jest gorzej niż w 2011 roku. Najgorsze jest to, że na maratonie nikt tam nie zwalnia... :( Szkoda mi roweru na taki syf! Nie wiem jak to będzie na maratonie. :( Za Gruszeczką dałem jeszcze jedną zmianę i poczułem pierwsze oznaki dużego spadku mocy. To był 90km trasy. Na pierwszym większym podjeździe koledzy już na mnie czekali na szczycie. Wiedziałem, że będzie kiepsko z dojechaniem do końca trasy zgodnie z planem. Na skrzyżowaniu z drogą nr 15 na Trzebnicę zdążyłem tylko krzyknąć do Tomka, że mnie odcina ale chłopaki byli już kawałek z przodu i nie miałem sił za nimi gonić. Zresztą nie było by sensu. Zawróciłem i pojechałem na Trzebnicę.
Na całe SZCZĘŚCIE wiało mi w plecy. Byłem głodny, zmarźnięty i zmęczony. Chyba ten czwartkowy trening też mi nie pomógł. ;) Kiedy zobaczyłem tabliczkę "Trzebnica 22km ,a Wrocław 48km" to aż ze złości mocniej depnąłem w pedały. Średnia z wiatrem do Trzebnicy 36,7km/h. :D Psycha to podstawą i w takich momentach pozwala się mocno spiąć, hehe. Dojechałem w końcu do Trzebnicy i spotkałem tam Willy'ego, który też wcześnej się pożegnał z nami. Fajnie, bo miałem już z kim wracać i psychicznie było łatwiej. Polecieliśmy główną drogą nr 5 do Wrocławia. Mega szeroki boczny pas pozwala tam na mega spokojne połykanie km. Za Psarami, tuż przed tabliczą Wrocław odcięło mnie do końca. Amba i finał. Tempem 24/26km/h dojechałem do domu. Dawno nie byłem tak szczęśliwy kiedy jechałem windą na górę.. :D Dziekuję wszystkim za udział w etapie. :)
Czasy w progach:
Lo (do 140HR) - 39:48
In (141HR - 169HR) - 2:47:50
Hi (od 170HR) - 1:17:52
Spalono: 0,67kg.
- DST 125.35km
- Czas 03:56
- VAVG 31.87km/h
- VMAX 50.08km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 181 ( 91%)
- HRavg 151 ( 76%)
- Kalorie 4105kcal
- Podjazdy 570m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
Gromnik i Wzgórza Strzelińskie - Ostro i szybko!
Sobota, 24 marca 2012 · dodano: 24.03.2012 | Komentarze 0
Było tak:
1. Spotkanie na prośbę Marcina, o 8:30 na rondzie - zimno! Marcin, zrobiłem to tylko dla Ciebie! ;)
2. Przyjechało 15 osób. Jak na porę dnia i temperaturę to sporo. Fajnie.
3. Pojawił się Krzysiek, który miał atakować z Gore Góry Sowie ale im nie wyszło.
4. Od "Col De Wysoka" poszło tempo po 40km/h i peleton trochę się wykruszył. Ja dawałem sobie spoko radę ale wiem, że Ci co zostali mieli pretensje, że było za szybko. Dyskusyjna sprawa: jak szosówki to szybko - proste. W sumie od tego momentu jechaliśmy przez cały czas w 8 osób.
5. Pierwszy raz jechałem na Wzgórza Strzelińskie i wszystko było super tylko gdyby nie jakość asfaltu w rejonie górek. Wytelepało mnie porządnie.
6. Na podjeździe luz. Jechałe sobie wolniej, bo czekałem na Artura, który został przed podjazdem i mocował uchwyt na bidon. Od rozwidlenia dróg polecieliśmy już razem.
7. W Strzelinie krótki popas przy Biedronce. Namawiałem Krzyśka na skok do Sobótki na Przełęcz Tąpało ale odpuścił. Szkoda.
8. Od Strzelina do Wrocławia SUPER tempo i wspólna praca naszego pociągu z małym, przymusowym postojem na wirażu gdzie Krzysiek wykrcił piruet.
9. Do Wrocławia wlecieliśmy od Gaju, a ja na skrzyżowaniu, przez TopGym pojechałem do domku.
10. BARDZO udany trening! Dziękuję wszystkim za świetną atmosferę! :) Do następnego.
Lo (do 140HR) - 46:17
In (141HR - 169HR) - 2:45:05
Hi (od 170HR) - 25:10
Spalono: 0,28kg.
- DST 157.76km
- Czas 04:56
- VAVG 31.98km/h
- VMAX 60.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 182 ( 92%)
- HRavg 146 ( 74%)
- Kalorie 4985kcal
- Podjazdy 706m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
INAUGURACJA SEZONU 2012 - Rekord 32 kolarzy! :D
Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 19.03.2012 | Komentarze 5
No i stało się! Długo oczekiwana, prawdziwa Inauguracja Sezonu 2012 za mną! Razem z wczorajszym pierwszym etapem na szosie w tym roku, przejechałem w sumie 278km. Świetny wynik jak na pierwszy weekend tego sezonu. :D
Już od dłuższego czasu umawialiśmy się na zorganizowanie takiej DUŻEJ imprezy dla większej ilości kolarzy z Wrocławia. Akcja na forum szosowym i Facebook'u dała super efekt, bo na starcie etapu były aż 32 osoby! To rekord wszechczasów! Super wrażenie i odczucie, że to dzięki naszej akcji, teamu Husaria Szosowa. Szybka sesja zdjęciowa i w drogę. Ustaliliśmy przed wyjazdem, że do wylotu z miasta jedziemy wolniej, w kolumnie "dwójkowej" i bez żadnych charcy z uwagi na bezpieczeństwo. Potem było już różnie... :)
Trasa etapu: Wrocław - Skałka - Bogdaszowice - Pełczyn - Środa Śląska - Wołów - Lubiąż - Oborniki Śląskie - Trzebnica - Pasikurowice - Psary - Wrocław
Za Wrocławiem w Skałce dołączyły jeszcze 2 osoby i peleton liczył już ponad 35 osób! Jechało się bardzo fajnie, mimo czołowo wiejącego wiatru. Za zadanie postawiłem sobie trzymanie się z przodu peletonu i kontrolowanie sytuacji aby nie było rwania i szarpania. W końcu ustaliliśmy, że to "etap przyjaźni", a nie
szarżowanie. Na to będzie jeszcze czas. Grupa szła ładnie i płynnie. Oczywiście w miarę połykania kilometrów Ci co słabsi odpadali od peletonu ale prędkość w zakresie 30km/h - 33km/h to takie minimum jakie trzeba na szosie utrzymywać. Cieszy mnie BARDZO to, że koledzy ode mnie z teamu w większości trzymali się z
przodu peletonu przez cały etap. Raz, że wymagała to zasada organizatorów, a dwa wynik FORMY jaką każdy z nas przygotował na ten sezon. Moja obiektywna ocena Husarzy pod spodem. ;)
Do Środy Śląskiej szło super. Tam wjechaliśmy w drogę krajową 94 i wiaterek się lekko zmienił, na naszą korzyść. Zaczęły się za to pierwsze hopki. Fajnie się jechało i tyle. Trasa super. Z uwagi, że była to niedziela ruch aut bardzo mały. Po skręcie w prawo na Lubiąż chłopaki z Whirpool Team'u zapoczątkowali
pierwsze z przyspieszeń. Poszła akcja. I naraz wszyscy, jak jeden odkręcili korby i heja. Wiało w plecy więc można było lecieć. Przelotowa 42km/h - 46km/h. Kilka zrywów i zwolnień. Prawdziwe interwały. Super! W dalszej części etapu takie akcje były już częściej. ;) W Wołowie i Lubiążu przejazd przez miasto w prędkości "patrolowej". Wiadomo trzeba się zaprezentować. Nigdy nie jechałem tą trasą i powiem, że asfaltowo i widokowo PIĘKNA! Można szaleć.
Czas leciał, a my dojechaliśmy do Obornik Śląskich. Przed samymi Obornikami Śl. czułem już lekkie zmęczenie, tym stałym trzymaniem się na szpicy peletonu. Na szczęście już wcześniej zarządziliśmy, że w Obornikach Śl. przed Górami Kocimi, będzie "popas". Na postoju zjadłem 2 bułki słodkie, banana, zalałem puszką coli i cukier wrócił. :D Teraz można było zaatakować Góry Kocie. Trasę z Obornik Śl. do Trzebnicy zawsze bardzo lubiłem i dziś też mi się fajnie jechało. Oczywiście z uwagi na hopki grupa zaczęła się lekko rwać ale to było do przewidzenia. Do Trzebnicy szło fajne tempo. Góra, dół. W Trzebnicy wszyscy się zjechaliśmy i dalej atak na Pasikurowice. Col Du Trzebnica, jak mawiają na podjazd z Trzebnicy w kierunku na Pasikurowice, to był najcięższy podjazd tego etapu. Lekko byłem już odcięty ale dojechałem w połowie stawki. Spox. Na góry jest jeszcze czas. Do Pasikurowic poszło bardzo mocne tempo. Jechało się świetnie i aż dziwne, bo im bliżej domu tym miałem więcej siły, hehe. W Krzyżanowicach odbiłem z Arkiem Tecławem i kolegą na MTB na Psary, a chłopaki poleciały na "kostkę". To nie dla mnie. Szybki przeskok po obwodnicy i byłem w domu. :)
Etap MEGA udany. Atmosfera super. Jestem BARDZO zadowolony! Nie ma co dodać nic więcej.
Teraz pozwolę sobie na małą oceną chłopaków z mojego teamu Husaria Szosowa po 2 weekendowych etapach. Jest to ocena, na którą pozwalam sobie z dwóch powodów. Raz, że zaliczyliśmy razem 2 etapy dzień po dniu, a dwa, że to dwa pierwsze etapy w tym roku (przynajmniej dla mnie) i widziałem co każdy z nich przygotował po zimie. To moja subiektywna ocena nie mająca na celu niczego na myśli po za moimi obserwacjami i odczuciami:
1. Krzysiek - Jak zawsze mocny i ambitny, momentami aż do bólu. Jak dla mnie super forma fizyczna i dobre nastawienie psychiczne do sezonu. Wietrzę jakiś sukces "czasowy".
2. Tomek - Uczciwie przepracował zimę na "Zerwie" :), a co do formy kolarskiej, to jeszcze jest czas na jej przygotowanie. Wierzę w Tomka. Doświadczenie i to co "wykręcił" w poprzednich latach, pozwoliło mu na przejechanie tego weekendu zawsze w głównej grupie.
3. Marcin - Forma jest. Wspólne treningi w klubach w zimie teraz dają efekty. Mocny i solidny, choć miałem wrażenie, że po dużym obciążeniu treningowym - brak świeżości.
4. Piotr C. - MEGA zaskoczenie! Naprawdę ma kopyto, co szczególnie widziałem na hopkach i podjazdach. Wyjeżdżenie na MTB daje efekty. Ciekaw jestem umiejętności Piotrka na DUŻYCH górach. Do wpojenia znajomości zasad jazdy w większej grupie. ;)
5. Artur - Jest moc, siła i zaangażowanie. Profesjonalne podejście do treningów daje świetne efekty. Nie wiem jak z wytrzymałością, ale szybkościowo i siłowo rewelacja. Razem z Krzyśkiem to nasi dwaj najmocniejsi Husarze.
6. Piotr S. - Drugie super zaskoczenie! Suchy jest mocny. Mocniejszy niż w tamtym roku na jesień. Bardzo mi zaimponowałeś Piter. Brawo!
7. Mateusz - Ciężko mi tu coś powiedzieć. Widziałem, że w peletonie jechał, zmiany dawał i nie odstawał. Jaką ma formę w innych warunkach, czas pokaże.
8. Darek - Podobnie jak u Mateusza. Widziałem go i z przodu i z tyły w peletonie. Zmiany były. Co do górek to nie wiem bo gdzieś potem znikł. ;)
9. Ja - Nie mnie siebie oceniać ale PROSZĘ WAS, o Wasze spostrzeżenia jeśli ktoś ma ochotę i / lub coś zauważył. Bardzo będzie to dla mnie pomocne bo jeszcze mam 2 tygodnie przygotowania do sezonu na stacjonarce i można będzie coś poprawić. To co ja sam zauważyłem, to na pewno to, że jestem ZMĘCZONY po tych 3 miechach na stacjonarce i nie mam świeżości. Oczywiście wykręcona siła i wytrzymałość są, ale brak przyspieszenia. Za 2 tygodnie mam 10 dni okresu kompensacyjnego totalnie BEZ roweru. Muszę nabrać świeżości i odpocząć. :)
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA MEGA POCZĄTEK SEZONU 2012!!! :D
Lo (do 140HR) - 1:14:11
In (141HR - 169HR) - 3:18:13
Hi (od 170HR) - 22:04
Spalono: 0,65kg.
- DST 119.58km
- Czas 04:09
- VAVG 28.81km/h
- VMAX 58.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 183 ( 92%)
- HRavg 148 ( 75%)
- Kalorie 4672kcal
- Podjazdy 780m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
Mała INAUGURACJA sezonu 2012! Pierwszy raz na szosie! :D
Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 0
Podniecenie i radość to uczucia jakie miałem w sobie, kiedy obudziłem się rano w sobotę. Wiadomo, pierwszy raz na szosę w tym roku! Juppi! :D Przygotowania, śniadanie i w drogę. Na etap zdecydował się Tomek, Artur, Piotr S., Damian Degger, Paweł Gore. Marcin dołączył na Przełęczy Tąpadło, a Piotr Cukier, po rannej przygodzie z łańcuchem, dołączył do nas na powrocie/zjeździe z Przełęczy Tąpadło.
Trasa: Wrocław - Skałka - Sadków - Kąty Wrocławskie - Gniechowice - Rogów Sobócki - Sobótka - Sulistrowiczki - Przełęcz Tąpadło - 4 X Tąpała/Przełęcz Tąpadło - Nasławice - Ręków - Pustków Żurawski - Kobierzyce - Wysoka - Wrocław
Odcinek do Sobótki przeszedł bez trudu. Tempo przelotowe około 32km/h, uczciwe zmiany i na horyzoncie Sobótka. Bez zatrzymywania się w Sobótce od razu poszło tempo na Przełęcz Tąpadło. Wiało w ryj więc szło ciężko. Jechałem cały czas po zamianach z Arturem ale gdzieś 300 metrów przed kreską odpuściłem bo zapaliła mi się czerwona lampka. Za kreską zawróciem w dół pomóc Tomkowi z wjazdem na górę. Wiedziałem, że będzie mu ciężko szło z uwagi na brak formy. Czego nie robi się dla przyjaciół. :) Wjechaliśmy na górę i od razu w dół na Wiry. Nie pojechaliśmy całkiem na dół tylko zawróciliśmy we wiosce Tąpadło i znów pod górę. Na szczycie Tomek spasował, a ja wraz z Suchym, P.o.s.t'em i Gore'ym zrobiłem jeszcze 3 razy ten podjazd. W sumie 5 razy Tąpadło - nowy rekord. Jak porównuję sobię mój stan formy z zeszłym rokiem, to jest jeszcze lepiej. Nie ma oczywiście tak dużego skoku jak 2 lata temu ale jest progres. Brak mi tylko świeżości i przyspieszenia. Ale drugie wynika z pierwszego. Będzie niedługo czas na konmpensację i odświeżenie. Tak trzeba.
Na powrocie dołączył do nas Marcin i Piotr. Już w 7 polecieliśmy na Wrocław. Wracaliśmy bokami. Fajna trasa, mały ruch i wiatr w plecy - czego chcieć więcej. :)
Etap bardzo udany. Nie ujechałem się, czego się bałem, a powiem więcej, nie czyłem się w domu prawie w ogóle zmęczony! Bardzo jestem zadowolony. Jutro poprawka! :)
Lo (do 140HR) - 1:30:07
In (141HR - 169HR) - 2:18:41
Hi (od 170HR) - 1:00:46
Spalono: 0,61kg.
Lo (do 140HR) - 1:30:07
In (141HR - 169HR) - 2:18:41
Hi (od 170HR) - 1:00:46
Spalono: 0,61kg.
- DST 83.11km
- Czas 02:56
- VAVG 28.33km/h
- VMAX 39.18km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 169 ( 85%)
- HRavg 146 ( 74%)
- Kalorie 2959kcal
- Podjazdy 520m
- Sprzęt Rower Treningowy Schwinn
- Aktywność Jazda na rowerze
Zakończenie Sezonu 2011 na szosie - Sobótka
Sobota, 15 października 2011 · dodano: 15.10.2011 | Komentarze 2
Miał być to "Etap Przyjaźni", przejechany w tempie 25-28km/h, spędzony na miłych rozmowach i wspomnieniach, o zakończonym "Sezonie 2011" ale niestety wszystko spiepszyło się już na starcie, bo oczywiście mój kolega zamias pojechać z nami, zaczął się ścigać z 3 przygodnie podpiętymi do nas kolarzami... Peleton rozerwał się momentalnie i do domu wszyscy wracali osobno. Najbardziej mi głupio przed Marcinem, bo przyjechał raz, że z kuzynem, który mało jeździł, a dwa, że byli na MTB i wiadomo, że tempa 38-40km/h nie utrzymają. Praktycznie do Kątów Wrocławskich jechałem z nimi, próbując dociągnąć ich do tych ścigantów ale Marcin dał znać, że jego kuzyn już nie daje rady i pasują. Szkoda było, bo chciałem chłopaków zaciągnąć na Przełęcz Pod Wieżycą do schroniska na herbatkę i pogawędki, o sprawach teamu ale potem to już było bez sensu. Szkoda tego etapu i tyle. :(
Do domu z Sobótki wracałem sam, bo Wojtek nie utrzymał koła. Wiało w twarz bardzo mocno. Jak się obejrzałem po jakimś czasie, nie było Wojtka wogóle widać. Zaczekałem chwilę ale zimno było tak stać i sam wróciłem do Wrocławia.
Reszta później bo teraz nie jestem w nastroju.
Spalono: 0,38kg
- DST 142.01km
- Czas 04:48
- VAVG 29.59km/h
- VMAX 62.03km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 182 ( 92%)
- HRavg 146 ( 74%)
- Kalorie 4679kcal
- Podjazdy 1210m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
SUPER lato tej jesieni = 3 x Tąpadło
Sobota, 1 października 2011 · dodano: 01.10.2011 | Komentarze 0
No lato piękne, hehe. Nie pamiętam żeby w tamtym roku TAK grzało 1 października. Nie było mowy, o siedzieniu w domu, a że pogodynki trąbiły, o pięknym weekendzie już od czwartku, to wcześnej byliśmy poumawiani z ludźmi z forum szosowego na ustawkę i atak na Sobótkę. Klasyka. :D O 9:00 spotkaliśmy się tam gdzie zawsze i w drogę. Pojawił się Darek, Rabbit, WTD, Gore, J. Grzelak, Jarek i ja. Od początku poszło tempo w granicach 36km/h. Spoko. Trasa jaką pojechaliśmy:
Wrocław - Bogdaszowice - Kąty Wr. - Kostomłoty - Mietków - Sobótka - Przełęcz Tąpadło - Wiry - Sady - Przełęcz Tąpadło - Sady - Wiry - Przełęcz Tąpadło - Sulistrowczki - Nasławice - Ręków - Pustków Żurawski - Gniechowice - Kąty Wr. - Sadków - Pietrzykowice - Wrocław
Jechaliśmy do Sobótki bardzo na około. W Sobótce miałem na licznkiu 62km. :) Tempo szło fajne ale jazda była niepoukładana totalnie. Żadnych zmian, współpracy i chęci do ciągnięcia nikt nie miał mimo, że było z wiatrem... ;) Dawaliśmy zmiany na przemian z J. Grzelakiem. WTD i Jarek odpadli 5km za Wrocławiem... Gore odpadł w Bogdaszowicach - poszła mu linka w tylniej przerzutce i dalsza jazda nie miała sensu. W 4 dolecieliśmy do Sobótki. Tam mały postój przy Biedronce. Potem w Będkowicach J. Grzelak i Rabbit odbijają na Wrocław, a my z Darkiem za 1km spotykamy Grześka i razem z nim tniemy na przełęcz. Mój "test" pierwszej chopki w Będkowicach wyszedł wyśmienicie - tempo 21km/h i 20km/h. Na podjeździe na przełęcz szło też dobrze i praktycznie bez żadnego problemu, na luzie pierwszy wjazd. Myślałem, że będzie gorzej, po ciężkiej środzie i czwartku w klubie ale było nad wyraz DOBRZE. :D Zjazd na Wiry i w lewo na Sady. Drugi podjazd jest dużo krótszy ale cieższy. Najtrudniejsza sekcja 11% od razu przypomniała mi "Równicę" w Ustroniu. Tylko, że tam tak było przez około 5km, a tu 200m... ;) Na szczycie chwila oddechu i zapada decyzja, że lecimy jeszcze raz w dół i wjeżdżamy od Wirów. Trzeci podjzd też poszedł spoko. Zjechaliśmy razem do Będkowic i tam rozstaliśmy się z Grześkiem. Polecieliśmy z Darkiem zgodnie z planem na Ręków. Przed Nasławicami dogoniliśy dwóch kolarzy, a jednym z nim okazał się Zbyszek z Felta. Do Wrocławia robiłem za "Lokomotywę" naszego pociągu. Darek był już ujechany i nawet potem mi mówił, że jadąc na kole było by ciężko i zmian takich by nie dawał. Tempo na powrocie mieliśmy ostre. Wyszło mi 34,8km/h przy założeniu, że wiało czołowo. Złożyłem się w dolnym chwycie i heja. Nic innego nie pozostawało. ;)
Wypad bardzo udany. Forma jest. To cieszy. Ostatni to już był cbyba tak udany wyjzd z TAKĄ pogodą w tym roku. Cieszę się, że udało nam się zmontować ekipę. Mimo, że forma jest, to trochę, a nawet już bardziej niż trochę jestem zmęczony sezonem. Zostało mi do zaliczenia 290km do równych 10.000km i zakańczam sezon. Planuję ostatni trening 22 października w sobotę. Będzie lekko ponad te 10.000km ale to mnie jeszcze bardziej cieszy. Potem odpoczynek! :)
Spalono: 0,64kg
Odo: 5927km
- DST 143.39km
- Czas 05:06
- VAVG 28.12km/h
- VMAX 70.49km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 182 ( 92%)
- HRavg 136 ( 69%)
- Kalorie 6161kcal
- Podjazdy 1760m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour The Beskid Żywiecki - Etap II
Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 4
Tour The Beskid Żywiecki - Etap II
Trasa: Żywiec (Zarzecze) - Tresna - Żywiec - Okrajnik - Gilowice - Stryszawa - Toczki - Przełęcz Toczki - Zawoja - Przełęcz pod Babią Górą - Jabłonka - Bobrov - Zubrohlava - Oravska Polhora - Przełęcz Korbielów - Krzyżowa - Żywiec (Zarzecze)
Rano obudziła nas piękna pogoda. Było jeszcze cieplej niż wczoraj. Nastrajało mnie to bardzo optymistycznie, choć czułem lekkie zmęczenie po wczorajszym etapie. Dziś z założenia mieliśmy dłuższy etap ale z mniejszą ilością przewyższeń. Szybkie śniadanko, przygotowanie roweru i około 10:00 wyjechaliśmy na trasę. Skierowaliśmy się na początku na północ, aby objechać jezioro żywieckie do okoła od północy. Z założenia, że dziś "Jedziemy turystycznie i wszystkie podjazdy razem" :D zostało tylko wspomnienie bo od razu na "dzień dobry" przez pierwsze 10km to istne interwały siłowe. Góra i dół, góra i dół, góra i dół. Przez cały objazd dookoła jeziora. Nici z równomiernego wejścia na obroty. ;) Na tamie zatrzymujemy się na króciótką sesję foto i dalej w drogę. Po chwili odbijamy w lewo na wschód w kierunku Suchej Beskidzkiej.
Jedziemy razem, choć dalej praktycznie co chwilę góra, dół. Nie ma prawie w cale płaskich odcinków. Na trasie wczoraj czy dziś spotkaliśmy tylko kilku kolarzy, co może dziwić z uwagi na wspaniałe warunki pogodowe. Wspominam, o tym bo doszło nas 2 "protourowców", co jak Tomek zauważył, mieli ogolone nogi, hehe. Fakt mocno szli. Tomek za nimi skoczył ale widziałem, że potem odpuścił. Tak sobie jadąc coraz wyżej i wyżej, no bo 1% czy 1,5% to też ciągle podjazd, dojechaliśmy do rozjazdu na Stryszawę i w sumie od tego momentu zaczęły się prawdziwe górki na tym etapie. Droga powiatowa, a asfalt jak na autostradzie! Extra! Zauważyłem, że puls dziś miałem dużo niższy niż wczoraj w granichach 150HR/170HR w najcięższych momentach. Tylko raz miałem 182HR (przez cały dzień tylko 5:40min w High). Pewnie kwestia zmęczenia. Powolutku zbliżaliśmy się do początku pierwszego dziś poważnego podjazdu. W związku z tym, że po skręcie na Stryszawę wiatr wiał prosto w twarz, lekko nie było. Jechałem z Marcinem, a Tomek został z Darkiem. Na początku 3%/4% więc średnio ciężko. Tempo około 25km/h. Dojeżdzamy do zakrętu w prawo i... droga idzie pionowo w górę! Ale jazda! :O Na odcinku prawie 4km średnie nachylenie 10%, a maxymalne musiało być z 15%/16% bo jechałem w blokach na 34/25 i było ciężko. Marcin został z tyłu, a ja dysząc jak lokomotywa powoli wspinałem się na tą przełęcz. Były 2 momenty po kilkadziesiąt metrów wypłaszczenia chyba do około 5% i czułem się tam jak na płaskiej drodze! ;) Ta przełęcz poszła na moje konto. :) Na szczycie zebrała się cała ekipa, krótki popas i w dół do Zawoii.
Jako, że wszyscy zgłaszają brak wody w bidonach, a fakt, że dziś jej więcej schodziło niż wczoraj (według mnie po pierwsze dlatego, że wczoraj był grill, a mięso musi mieć dużo wody do trawienia, a po drugie, że prawdopodobnie wczoraj za mało się nawodniliśmy po etapie), zatrzymujemy się w mini markecie. Zakupy, popas i ustalanie dalszej strategii. Przed nami najwyższy szczyt na trasie etapu - 1026 m.n.p.m. Nie jest on ciężki ale długi. Nachylenie około 5%. Jedziemy razem. Wyjątkowo. Ustaliliśmy, że tą przełęcz zdobędzie Dario. I tak też się stało. Darek na końcu, zmotywowany przez nas, zaatakował i wygrał, dokładając nam na szczycie około 15 sekund. :) Po prawej stronie było widać jak na dłoni Babią Górę. Piękna. Szybkie zdjęcia i w dół do Jabłonki. Zjazd świetny. Prędkości powyżej 65km/h. Przed Jabłonką na lekkim wypłaszczeniu, zauważamy, że pięknie widać Tatry. Nie można nie było zrobić fotek. ;) W Jabłonce nie stajemy i atakujemy od razu na zachód w kierunku Słowacji. Nigdy nie byłem na Słowacji więc fajnie się złożyło. Droga do granicy, to w sumie najgorzy odcinek jakim było nam dane jechać w ciągu całego wypadu. Nie było, najgorzej. Było średnio ale już przyzwyczajeni do super dróg, poprostu zeszliśmy na tym odcinku na ziemię. :)
Granica "z okazji" eurolandu "za free" czyli poprostu wolny świat. Przejażdżamy przez były szlaban i od razu asfalty DUŻO lepsze niż odcinek do granicy. Zaliczamy po drodze 2 wioski. W międzyczasie poczułem, że lotem pikującym w dół spada mi poziom mocy w nogach i w organiźmie więc poprosiłem chłopaków, o możliwość zatrzymania się na "zjedzenie" żelu Isostara i batonu energetycznego Maxima. Każdy coś przy okazji przekąsił. Zalałem wszystko pół na pół z wodą i pojechaliśmy dalej. Od razu wyszedłem na przód szpicy peletonu, bo chciałem tak podziękować chłopakom za zatzymanie się "na żądanie" i tak jak przypuszczałem (czytaj: miałem nadzieję ;D ) siła wróciła z podwójną mocą - zawsze mam tak po "żelowych koksach". Droga prowadziła przez 3 wioski ciurkiem z rzędu, więc jechaliśmy jakby ciągle jedną wioską. Ciągle góra i dół, takie małe chopeczki, a ja ciągle na prowadzeniu. Ale mnie podkręcił ten żel. Zawsze tak mam jak walne go w dobrym momencie. Chłopaki potwierdzą - 11km zmiany nonstop. ;) Tak dojechaliśy do początku ostatniego dziś podjazdu na Przełęcz Korbielów, a zarazem granicę z Polską.
Na początku podjazd w granicach 3%/4% ale potem się zwiększyło. Znów zostałem z Marcinem. Jechaliśmu razem. Zgadywaliśmy czy granica jest za szczytem, czy przed, a okazało się, że idealnie na środku przełęczy. Fajnie to wyglądało. :) Powiedziałem Marcinowi, że jak chce to niech ciśnie bo ja już pasuję. Czułem, że lepiej oszczędzić siły na dojazd do Żywca, bo było tego jeszcze 25km. Na szczycie jak zwykle chwilka na fotkę i w dół. Zjazd świetny. Pierwsza sekcja najszybsza w granicach 68km/h. Potem minimalnie wolniej. Zjeżdżaliśmy razem z Tomkiem w parze, a potem już dużo niżej, poczekaliśmy na Marcina i Darka, zmontowaliśmy pociąg i w tempie, jak podał Tomek z Gramina, średnia wyszła 44,5km/h na 23km. :D Akurat kwestią przypadku było to, że pierwszy minąłem tabliczkę z napisem "Żywiec" co mnie bardzo ucieszyło, bo żel już przestał działać i czułem znów szybki spadek mocy. Wydaje mi się, że brak "masy" pokarmowej w żołądku dał taki efekt.
Jeszcze na długo przed granicą ustaliliśmy, że nie spinamy się z powrotem do Wrocławia, że przed wyjazdem zjemy sobie jeszcze raz grilla, hehe :D, bo przecież nie będziemy jechać 3 godzin, o suchych pyskach. I tak też zrobiliśmy. W Żywcu szczęśliwie trafiliśmy po drodze na otwary Carrefour Express, gdzie zakupiliśmy kiełbaski na grilla i zadowoleni, już wolnym tempem, z zakupami w siatkach dotarliśmy do mety. Mycie, pakowanie, grill i do Wrocławia. Dojechaliśmy szczęśliwie, o 23:00.
Podsumowując cały Tour The Beskid Żywiecki, muszę powiedzieć, że jestem NAPRAWDĘ zadowolony. Jeszcze w piątek rano nie wiedziałem czy pojadę ale teraz już wiem, że jak bym nie pojechał, to miał bym czego żałować. Bawiliśmy się świetnie. Pogoda dopisała. Żadnych problemów. Czego chcieć więcej. Każdy z nas coś "zdobył": Dario najwyższą przełecz na Tour'rze, Marcin ze 3 przełęcze, Tomek ze 3 chyba też (jeśli się nie mylę) i ja dwie najtrudniejsze czyli Równicę oraz Przełęcz Toczki i chyba ze 2 inne jeszcze. Ilość wrażeń, widoków i pozytywnych zdarzeń masa. Mamy świetną bazę wypadową na następne "razy". Tanio i przyjemnie. Takie domki jak nasz są 2 koło siebie więc nawet dla 8 osób są super warunki! Nic tylko tu wracać. Wrócimy na pewo! :)
Dziękuję Darkowi, Tomkowi i Marcinowi za NAJLEPSZY rowerowy weekend w tym roku! :) Do następnego!
Spalono: 0,80kg.
Odo: 5785km
- DST 117.66km
- Czas 04:24
- VAVG 26.74km/h
- VMAX 76.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 188 ( 95%)
- HRavg 143 ( 72%)
- Kalorie 5656kcal
- Podjazdy 1877m
- Sprzęt Felt F55
- Aktywność Jazda na rowerze
Tour The Beskid Żywiecki - Etap I
Sobota, 17 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 3
Tour The Beskid Żywiecki - Etap I
Trasa: Żywiec (Zarzecze) - Łodygowice - Szczyrk - Przełęcz Salmopolska - Wisła Malinka - Wisła - Ustroń - "Równica" - Ustroń - Wisła - Przełęcz Kubalonka - Istebna - Koniaków - Przełęcz Ochodzita - Milówka - Węgierska Górka - Żywiec (Zarzecze)
Do tego wyjazdu umawialiśmy się od kilku dni. Marcin zaproponował wyjazd w Beskid Żywiecki z założeniem, że jak z nikim, to i tak sam pojedzie. Dogadaliśmy szczegóły i rano w sobotę, o 8:00 wystartowaliśmy w kierunku Żywca. Taka późna pora wzięła się nie z przypadku... ;)
O 6:30 dzowni do mnie Tomek i mówi: "Nie mogę odpalić silnika w samochodzie. Chyba padł akumulator!" O matko! Szybkie wypytanie, o szczegóły problemu i contra - trzeba odpalić auto na kable. Na szczęście Piotr mieszka tuż obok Tomka i zwlekł się specjalnie dla nas w sobotę rano z łóżka i pomógł odpalić Tomkowi auto. PIOTREK WIELKIE DZIĘKI! Masz u nas długofalowy dług wdzięczności! :)
Podróż minęła szybko i bezproblemowo. Dojazd do Żywca z Wrocławia to 95% drogi dwupasmowe i A4. 2:40H i byliśmy na miejscu. Odnalezienie bazy noclegowej zajęło nam chwilę. Posprawdzałem jeszcze w piątek wieczorem adresy i mapy i byłem przygotowany aby nas doprowadzić. Ośrodek malutki, kilka domków kampingowych. Dostaliśmy duży domek 4 osobowy, z kuchnią i zapleczem sanitarnym w drugim domku na zewnątrz. Za 30zł za dobę za osobę, przy założeniu, że wyjechaliśy dopiero w niedzielę, o 20:00 to naprawdę ŚMIESZNE pieniądze. Cisza, spokój, darmowe grille, jezioro, o 3 kroki - rewelacja! Dogadaliśmy się z właścicielem i na drugi raz zadzwonimy i zamówimy sobie domek telefonicznie (są lepsze z ogrzewaniem, łazienką itd w domku) - bo wiem, że będziemy tam wracać. Warto!
Szybkie przebranie, przygotowanie rowerów i w drogę! Pierwszy etap z 2 planowanych wiódł nas na zachód i południe Beskidu Żywieckiego. Pierwsze kilka km w tempie około 30km/h. Lekko bez szaleństw. Po zjeździe z drogi nr 69 w lewo na Szczyrk już zaczęło się lekko w górkę. Nachylenie od 0,5% do 2%. Asfalty jak do tej pory super. Największą naszą bolączką była niewiedza, o stanie dróg w tym rejonie ale jak się później okazało, asfalty w tym regionie to poprostu REWELACJA! 85% dróg to SUPER asfalty, a reszta niezła lub miejsami lekko dziurawa, przeważnie krótkie odcinki. Dojeżdzamy do Szczyrku i tniemy przez cały kurort pod górę w tempie około 28km/h. Tętno mam na poziomie 180HR ale jedzie się świetnie. Pewnie dlatego, że od razu poszło tempo i nie było spokojnego wejścia na obroty. Po dojechaniu do końca Szczyrku, pierwszy postój aby sprawdzić mapę czy dobrze jedziemy. Dario informuje nas, że w tempie 28km/h pod 3% górkę to on zaraz się zagotuje. Spoko. Zwolniliśmy tempo i jedziemy pod pierwszą dziś premię górską - Przełęcz Salmopolską. Fajnie mi się jechało więc jadę sobie na przodzie. Drogą coraz bardziej pnie się w górkę. Spoglądam do tyłu - wszystko porwane. Każdy jedzie własnym tempem. Dojeżdzam do wypłaszczenia i zawracam. Pomyślałem, że zjadę do Darka, dam mu koło pod górkę, bo akurat wiatr wiał czołowo i faktycznie ciężko szło pod górkę. Mijam Marcina i Tomka i daję znać, o pomyśle. Dojeżdżam do Darka, zawracam i ciągnę go na górę. Jedziemy razem gadamy sobię, a ja go motywuję do pracy. Spotykamy się w komplecie na szczycie. Kanapeczka z dżememm, łyk wody i w dół do Wisły.
Zjazd super! Idziemy jak przecinaki po 67km/h. Widać, że od tej strony podjazd byłby cięższy. Zatrzymujemy się w Wiśle Malince u stóp skoczni narciarskiej. Sesja zdjęciowa i jedziemy dalej. Wisłę przejeżdzamy przelotowo i kierujemy się na Ustroń. Zatrzymamy się tu na powrocie. Od Wisły do Ustronia nie jest daleko ale lecimy z wiatrem. Przelotowa 43km/h. Posmakowaliśmy tego, co czeka nas na końcu etapu, czyli ostatnie 32km z wiatrem do Żywca. :) W Ustroniu od razu jedziemy na Równicę. Jest to znany podjazd. W tamtym roku Tour De Pologne kończyło tutaj jeden ze swoich etapów. Była motywacja. :D Jak się później okazało, pojechaliśmy wariantem hardcore'owym czyli nie na około po asfalacie ale odcinkiem 9%/10% po kostce. Potem oczywiście dojechaliśmy do głównej drogi asfaltowej na szczyt ale tędy poprostu było szybciej lecz CIĘŻEJ! Podjazd jest bardzo równy tzn. cały czas średnio 9%/10%. Dario został z tyłu, Tomek, Marcin i ja jechaliśmy na początku razem ale potem chłopaki trochę zostali. Marcin doszedł później do mnie na chwilę ale w pogoni, jak sam później mi mówił, lekko sie ugotował i nie wytrzymał tempa. Ja założyłem sobie, że "Równica" będzie moja i jechałem cały czas równym, mocym tempem. Byłem tu 2 razy autem i wiedziałem kiedy będzie koniec - to pomaga rozłożyć siły. Spotkaliśmy się wszyscy koło punktu widokowego. Kilka zdjęć i jedziemy na koniec asfaltu, bo na Równicy droga się kończy. Tomek zaryzykował i pojechał kawałek dalej po szutrze. Wraca, krzyczy, że dalej jest asfalt więc siła wyższa wszyscy pojechaliśy. :D Okazało się, że czeka nas 200 metrowy podjazd 21% do jakiejś knajpy. Ostro! :) Na górze jeszcze kilka zdjęć i zjeżdżamy w dół do Ustronia ale tym razem na około asfaltem.
Z Ustronia wróciliśmy do Wisły. Tym razem pod wiatr. Częste zmiany i nie było problemu. W Wiśle zatrzymaliśmy się na chwilę na główny deptaku w spożywczaku. Szybki posiłek i jedziemy na następną dziś przełęcz - Kubalonkę. Wszyscy byliśmy już troszkę podmęczeni, a podczas posiłu w Wiśle ustaliliśmy, że dziś na kolację robimy GRILLA! Ha Ha! Ta wizja, skwierczącej kiełaski i karkóweczki z grilla :D napędzał mnie na reszcie etapu... ;) Podjazd świetny. Jakieś 5%/6%. Asfalt igła. Jechałem swoim tempem ale byłem trochę zmęczony po Równicy i Marcin z Tomkiem mnie doszli. Widziałem już wcześniej, że sukesywnie zmniejszają tempo. Dojechali, siedli na koło i odpoczywają. Jakby skoczył w tym momencie to może było by "po ptokach" ale nie chciało mi się szastać siłami - do domu jeszcze daleko... Marcin zaatakował. Ja odpuściłem, a Tomek został u mnie na kole. Atak Marcina krótki więc powoli go dochodziliśmy. Teraz ja nacisnąłem. Zamłynkowałem i przeleciałem obok Marcina. Tomek za mną. Zwolniłem i w tym momencie Tomek skoczył. Nie miałem już sił żeby go gonić. Ta przełęcz padła jego łupem. :)
W pełnym składzie zjeżdzamy w dół i po kilku kilometrach zaczynamy ostatni dziś podjazd w kierunku Góry Ochodzita. Podjazd ciężki, bo bardzo poszarpany. Sekcje po 2%/3%/4% i naraz 10% potem 2% i znów np. 8%/9%. Na jednej serpentynie zrzucam z blatu na małą i spada mi łańcuch. Szlak! Staję, zakładam ale chłopaki odjeżdżają. Ambicja każe gonić, więc gonię. Dojeżdzam ale jestem lekko ugotowany... Potem okazuje się, że jest i sekcja 14% gdzie odjeżdżam mi Marcin i ta przełęcz pada jego łupem. :) Posiłek, sesja zdjęciowa i zjazd w dół.
Od tego momentu aż do Żywca mamy praktycznie cały czas zjazd. Dojeżdżamy do drogi krajowej nr 69 ale okazuje się, że na odcinku kilku km jest to droga ekspresowa czyli nie dla rowerów. Dobra tam, ryzykujemy, hehe. Okazuje się, że było warto. SZEROKI, dwupasmowy asfalt, gładki jak stół! Jedziemy z prędkością ponad 70km/h kilka kilometrów! Pobijam tegoroczy rekord prędkości i wyrównuję moją życiówkę czyli - 76,00km/h!!! :D (w tamtym roku też miałem taki rekord życiowy - muszę sprawdzić czy mój licznik nie ma czasem jakiegoś ograniczenia w pomiarze maxa, bo to aż dziwne, żeby mieć rok po roku takiego samego, identycznego maxa). Potem już jest jakieś 1,5%/1% w dół. Ze średnią przelotową 41km/h meldujemy się w Żywcu na mecie.
Szybka kąpiel, przebieramy się i jedziemy do Tesco na zakupy na grilla. Kielbaski, karkówka, piersi z kurczaka - MNIAM! :D Siedzimy sobie, do wieczora, rozmawiamy i opowiadamy, o wrażeniach. Ustalamy ponownie, że jutro "Jedziemy turystycznie i wszystkie podjazdy razem" - co już wstępnie ustalaliśmy rano ;), a co stało się mottem tego wypadu. :D Potem do łóżek bo jutro drugi etap Tour The Beskid Żywiecki.
Spalono: 0,73kg.