Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi arturswider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 54342.85 kilometrów w tym 803.31 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.11 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 280113 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy arturswider.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 143.39km
  • Czas 05:06
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 70.49km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 182 ( 92%)
  • HRavg 136 ( 69%)
  • Kalorie 6161kcal
  • Podjazdy 1760m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tour The Beskid Żywiecki - Etap II

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 4

Tour The Beskid Żywiecki - Etap II

Trasa: Żywiec (Zarzecze) - Tresna - Żywiec - Okrajnik - Gilowice - Stryszawa - Toczki - Przełęcz Toczki - Zawoja - Przełęcz pod Babią Górą - Jabłonka - Bobrov - Zubrohlava - Oravska Polhora - Przełęcz Korbielów - Krzyżowa - Żywiec (Zarzecze)

Rano obudziła nas piękna pogoda. Było jeszcze cieplej niż wczoraj. Nastrajało mnie to bardzo optymistycznie, choć czułem lekkie zmęczenie po wczorajszym etapie. Dziś z założenia mieliśmy dłuższy etap ale z mniejszą ilością przewyższeń. Szybkie śniadanko, przygotowanie roweru i około 10:00 wyjechaliśmy na trasę. Skierowaliśmy się na początku na północ, aby objechać jezioro żywieckie do okoła od północy. Z założenia, że dziś "Jedziemy turystycznie i wszystkie podjazdy razem" :D zostało tylko wspomnienie bo od razu na "dzień dobry" przez pierwsze 10km to istne interwały siłowe. Góra i dół, góra i dół, góra i dół. Przez cały objazd dookoła jeziora. Nici z równomiernego wejścia na obroty. ;) Na tamie zatrzymujemy się na króciótką sesję foto i dalej w drogę. Po chwili odbijamy w lewo na wschód w kierunku Suchej Beskidzkiej.

Jedziemy razem, choć dalej praktycznie co chwilę góra, dół. Nie ma prawie w cale płaskich odcinków. Na trasie wczoraj czy dziś spotkaliśmy tylko kilku kolarzy, co może dziwić z uwagi na wspaniałe warunki pogodowe. Wspominam, o tym bo doszło nas 2 "protourowców", co jak Tomek zauważył, mieli ogolone nogi, hehe. Fakt mocno szli. Tomek za nimi skoczył ale widziałem, że potem odpuścił. Tak sobie jadąc coraz wyżej i wyżej, no bo 1% czy 1,5% to też ciągle podjazd, dojechaliśmy do rozjazdu na Stryszawę i w sumie od tego momentu zaczęły się prawdziwe górki na tym etapie. Droga powiatowa, a asfalt jak na autostradzie! Extra! Zauważyłem, że puls dziś miałem dużo niższy niż wczoraj w granichach 150HR/170HR w najcięższych momentach. Tylko raz miałem 182HR (przez cały dzień tylko 5:40min w High). Pewnie kwestia zmęczenia. Powolutku zbliżaliśmy się do początku pierwszego dziś poważnego podjazdu. W związku z tym, że po skręcie na Stryszawę wiatr wiał prosto w twarz, lekko nie było. Jechałem z Marcinem, a Tomek został z Darkiem. Na początku 3%/4% więc średnio ciężko. Tempo około 25km/h. Dojeżdzamy do zakrętu w prawo i... droga idzie pionowo w górę! Ale jazda! :O Na odcinku prawie 4km średnie nachylenie 10%, a maxymalne musiało być z 15%/16% bo jechałem w blokach na 34/25 i było ciężko. Marcin został z tyłu, a ja dysząc jak lokomotywa powoli wspinałem się na tą przełęcz. Były 2 momenty po kilkadziesiąt metrów wypłaszczenia chyba do około 5% i czułem się tam jak na płaskiej drodze! ;) Ta przełęcz poszła na moje konto. :) Na szczycie zebrała się cała ekipa, krótki popas i w dół do Zawoii.

Jako, że wszyscy zgłaszają brak wody w bidonach, a fakt, że dziś jej więcej schodziło niż wczoraj (według mnie po pierwsze dlatego, że wczoraj był grill, a mięso musi mieć dużo wody do trawienia, a po drugie, że prawdopodobnie wczoraj za mało się nawodniliśmy po etapie), zatrzymujemy się w mini markecie. Zakupy, popas i ustalanie dalszej strategii. Przed nami najwyższy szczyt na trasie etapu - 1026 m.n.p.m. Nie jest on ciężki ale długi. Nachylenie około 5%. Jedziemy razem. Wyjątkowo. Ustaliliśmy, że tą przełęcz zdobędzie Dario. I tak też się stało. Darek na końcu, zmotywowany przez nas, zaatakował i wygrał, dokładając nam na szczycie około 15 sekund. :) Po prawej stronie było widać jak na dłoni Babią Górę. Piękna. Szybkie zdjęcia i w dół do Jabłonki. Zjazd świetny. Prędkości powyżej 65km/h. Przed Jabłonką na lekkim wypłaszczeniu, zauważamy, że pięknie widać Tatry. Nie można nie było zrobić fotek. ;) W Jabłonce nie stajemy i atakujemy od razu na zachód w kierunku Słowacji. Nigdy nie byłem na Słowacji więc fajnie się złożyło. Droga do granicy, to w sumie najgorzy odcinek jakim było nam dane jechać w ciągu całego wypadu. Nie było, najgorzej. Było średnio ale już przyzwyczajeni do super dróg, poprostu zeszliśmy na tym odcinku na ziemię. :)

Granica "z okazji" eurolandu "za free" czyli poprostu wolny świat. Przejażdżamy przez były szlaban i od razu asfalty DUŻO lepsze niż odcinek do granicy. Zaliczamy po drodze 2 wioski. W międzyczasie poczułem, że lotem pikującym w dół spada mi poziom mocy w nogach i w organiźmie więc poprosiłem chłopaków, o możliwość zatrzymania się na "zjedzenie" żelu Isostara i batonu energetycznego Maxima. Każdy coś przy okazji przekąsił. Zalałem wszystko pół na pół z wodą i pojechaliśmy dalej. Od razu wyszedłem na przód szpicy peletonu, bo chciałem tak podziękować chłopakom za zatzymanie się "na żądanie" i tak jak przypuszczałem (czytaj: miałem nadzieję ;D ) siła wróciła z podwójną mocą - zawsze mam tak po "żelowych koksach". Droga prowadziła przez 3 wioski ciurkiem z rzędu, więc jechaliśmy jakby ciągle jedną wioską. Ciągle góra i dół, takie małe chopeczki, a ja ciągle na prowadzeniu. Ale mnie podkręcił ten żel. Zawsze tak mam jak walne go w dobrym momencie. Chłopaki potwierdzą - 11km zmiany nonstop. ;) Tak dojechaliśy do początku ostatniego dziś podjazdu na Przełęcz Korbielów, a zarazem granicę z Polską.

Na początku podjazd w granicach 3%/4% ale potem się zwiększyło. Znów zostałem z Marcinem. Jechaliśmu razem. Zgadywaliśmy czy granica jest za szczytem, czy przed, a okazało się, że idealnie na środku przełęczy. Fajnie to wyglądało. :) Powiedziałem Marcinowi, że jak chce to niech ciśnie bo ja już pasuję. Czułem, że lepiej oszczędzić siły na dojazd do Żywca, bo było tego jeszcze 25km. Na szczycie jak zwykle chwilka na fotkę i w dół. Zjazd świetny. Pierwsza sekcja najszybsza w granicach 68km/h. Potem minimalnie wolniej. Zjeżdżaliśmy razem z Tomkiem w parze, a potem już dużo niżej, poczekaliśmy na Marcina i Darka, zmontowaliśmy pociąg i w tempie, jak podał Tomek z Gramina, średnia wyszła 44,5km/h na 23km. :D Akurat kwestią przypadku było to, że pierwszy minąłem tabliczkę z napisem "Żywiec" co mnie bardzo ucieszyło, bo żel już przestał działać i czułem znów szybki spadek mocy. Wydaje mi się, że brak "masy" pokarmowej w żołądku dał taki efekt.

Jeszcze na długo przed granicą ustaliliśmy, że nie spinamy się z powrotem do Wrocławia, że przed wyjazdem zjemy sobie jeszcze raz grilla, hehe :D, bo przecież nie będziemy jechać 3 godzin, o suchych pyskach. I tak też zrobiliśmy. W Żywcu szczęśliwie trafiliśmy po drodze na otwary Carrefour Express, gdzie zakupiliśmy kiełbaski na grilla i zadowoleni, już wolnym tempem, z zakupami w siatkach dotarliśmy do mety. Mycie, pakowanie, grill i do Wrocławia. Dojechaliśmy szczęśliwie, o 23:00.

Podsumowując cały Tour The Beskid Żywiecki, muszę powiedzieć, że jestem NAPRAWDĘ zadowolony. Jeszcze w piątek rano nie wiedziałem czy pojadę ale teraz już wiem, że jak bym nie pojechał, to miał bym czego żałować. Bawiliśmy się świetnie. Pogoda dopisała. Żadnych problemów. Czego chcieć więcej. Każdy z nas coś "zdobył": Dario najwyższą przełecz na Tour'rze, Marcin ze 3 przełęcze, Tomek ze 3 chyba też (jeśli się nie mylę) i ja dwie najtrudniejsze czyli Równicę oraz Przełęcz Toczki i chyba ze 2 inne jeszcze. Ilość wrażeń, widoków i pozytywnych zdarzeń masa. Mamy świetną bazę wypadową na następne "razy". Tanio i przyjemnie. Takie domki jak nasz są 2 koło siebie więc nawet dla 8 osób są super warunki! Nic tylko tu wracać. Wrócimy na pewo! :)

Dziękuję Darkowi, Tomkowi i Marcinowi za NAJLEPSZY rowerowy weekend w tym roku! :) Do następnego!

Spalono: 0,80kg.

Odo: 5785km





Komentarze
Kasia | 17:53 środa, 21 września 2011 | linkuj Alez swietna trasa!!! Nie ma jak gory. One zawsze sa spelnieniem marzen. Tutaj sprawdza sie wszystko. Ale i niziny tez sa potrzebne, choc te jakos mnie mecza i nie daja duzej satysfakcji. Pogoda dopisala i to najwazniejsze. Pociesze Cie, bo w Dolomitach najpierw lalo, a potem nas zasniezylo bardzo. Cale szczescie sobota byla ladna i mozna bylo pojechac:)
I jeszcze raz pochwalam Twoja forme. Trzymaj tak dalej:))) Fajnie tez, ze masz taka grupe znajomych. Kolegom rowniez gratuluje.
Ja jezdze tylko z mezem. Ostatnio dolaczyl sie nas przyjaciel, ale on mieszka na polnocy, wiec nie jest zawsze z nami.
Pozdrawiam serdecznie
arturswider
| 08:08 środa, 21 września 2011 | linkuj Hej,

Ja też dziękuję za NAJLEPSZY wypad w historii Husarii Szosowej! :)

Marcin, przy założeniu, że pojedziemy na "długi" weekend np. 3 czy 4 dni, to jeden dzień można zrobić np. 80km i resztę dnia relax nad wodą przy grillu. :)
Platon
| 18:23 wtorek, 20 września 2011 | linkuj Dzięki za wypad!
merxin
| 14:59 wtorek, 20 września 2011 | linkuj Też dzięki Artur za wspólny wypad, było bardzo fajnie i trzeba będzie w tamte rejony wrócić w przyszłym roku! Tereny bardzo ciekawe, jeździło się fajnie, a grill po etapach - super, w zasadzie brakło tylko czasu na plażę nad jeziorem :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa kojni
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]