Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi arturswider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 54342.85 kilometrów w tym 803.31 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.11 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy arturswider.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton Szosowy

Dystans całkowity:510.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:15:22
Średnia prędkość:33.20 km/h
Maksymalna prędkość:59.23 km/h
Suma podjazdów:1510 m
Maks. tętno maksymalne:194 (97 %)
Maks. tętno średnie:168 (87 %)
Suma kalorii:17642 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:127.55 km i 3h 50m
Więcej statystyk
  • DST 89.12km
  • Czas 02:12
  • VAVG 40.51km/h
  • VMAX 59.23km/h
  • Temperatura 37.0°C
  • HRmax 194 ( 97%)
  • HRavg 162 ( 81%)
  • Kalorie 1891kcal
  • Podjazdy 318m
  • Sprzęt Giant TCR Composite 3 2012
  • Aktywność Jazda na rowerze

Leszno 2015 - Wyścig ze startu wspólnego

Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 23.06.2015 | Komentarze 0

Wystartowałem w wyścigu w Lesznie, a Monika była ze mną. Piękna pogoda, dużo ludzi i masa znajomych. Nastawienie MEGA. Szło extra. Do finishu byłem na szpicy peletonu wraz z Łukaszem. Niestety jakiś piździelec przede mną przyhamował, a ja mają na zegarze 48km/h nie byłem w stanie i położyłem się na asfalt wraz z 10 innymi osobami. I tyle było z wyścigu. Zdarta cała lewa strona ciała i zniszczony rower. Jedyne co mnie trzymało na duchu to Monika... Jest wyjątkowa i cieszę się, że była tam ze mną. :*

Dane wysokościowe:
- Suma przewyższeń 318 metry
- Maksymalna wysokość 189 m.n.p.m (Hopka)
- Suma średniego nachylenia 1%
- Maksymalne nachylenie 4% (Hopka)
- Suma spadków 317 metrów
- Suma średnich spadków - 1%
- Maksymalny spadek -4%

Czasy w progach:
Lo (do 140HR) - 4:56
In (141HR - 169HR) - 15:29
Hi (od 170HR) - 1:46:54

Spalono: 0,31g.

Odo: 10241km
High: 42339m
Top High: 810 m.n.p.m (Przełęcz Jugowska)




  • DST 130.76km
  • Czas 04:02
  • VAVG 32.42km/h
  • VMAX 58.35km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 167 ( 85%)
  • Kalorie 4856kcal
  • Podjazdy 952m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Szosowy w Trzebnicy

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 1

Miło jest znów zawitać do Trzebnicy, gdzie w tamtym roku po raz pierwszy w życiu przejechałem szosowy maraton. W tym roku przyjechałem tutaj zając dużo wyższe miejsce niż w 2010 roku. Trenowałem zresztą ostro w zimie z myślą, o lepszych wynikach. :) Trzebnica zaskoczyła mnie na początku tym, że zmieniło się miejsce staru. Byłem w piątek na odprawie i kiedy zobaczyłem tą trawiastą łąkę i piasek na wyjeździe na asfalt to naprawę się wkurzyłem. :( W sobotę rano przyjechałem na 1 godzinę przed startem aby się bez stresu przygotować. W zimie, kiedy w tygodniu chodziłem na zajęcia rowerowe spinning, namówiłem Anetę Adamek, instruktorkę z TopGym, która ściga się w zawodach MTB, na udział w tym maratonie szosowym. Udało się i razem z Anetą przyjechaliśmy do Trzebnicy - zajęła 5 miejsce w M3! :) Niestety organizator zawodów, nie pozwalał na łączenie w grupie zawodników z różnych grup wiekowych i koledzy z mojej grupy szosowej "Husarii Szosowej", czyli Tomek, Krzysiek, Marcin i Darek, jechali oddzielnie czyli razem w 4 osoby, a ja sam. Artur starował sam, o 8:46. Startowałem, o 8:18, Aneta, o 8:04, którą odprowadziłem na start i życzyłem powodzenia, a chłopaki, o 8:48. Miałem tylko nadzieję, że moja grupa nie okaże się słaba i nie będę tracił czasu na jazdę samotnie. Spotkałem przed startem kilku znajomych, a w śród nich Zbyszka "Prescota" z forum szosowego, który jak się okazało miał na kasku kamerę i nagrywał wyścig podczas jazdy (będę nagrany w kilku miejscach na jego filmie - dzięki Zbyszek!). Nadszedł moment mojego startu. Grupa jak każda 10 osobowa, puszczana co 2 minuty. Przywitałem się z kolegami i w drogę!

Wyjechałem wolno przez tą nieszczęsną trawę i piasek, ustawiłem się jako 4 w pociągu i heja! Przez Trzebnicę prowadzili nas motocykliści do wylotu z miasta - super pomysł! Za miastem start ostry i atakujemy. Tempo około 42km/h. Wiatr zbytnio nie przeszkadzał więc tempo szło. Po jakiś 4km oglądam się do tyłu, a nas zostały 4 osoby. Kurcze! Jednak słaba grupa. No nic ciśniemy dalej sami. Doganiamy jakis maruderów. Dalej okazuje się, że jedziemy w 3. Częste zmiany nie dają odpocząć. Czekam z utęsknieniem na jakiś "pociąg". Wreszcie jest. Przesiadam się i leciemy razem w jakieś 9 osób. Okazało sie potem, że w tej gupce jechał kolega "Koroliow", który też nagrywał wyścig kamerką umieszczona na kierownicy i na jego dwóch filmach jestem częstym gościem! Dzięki Koroliow! :D Grupa idzie równym tempem. Mijamy kolejnych kolarzy. Tak równo pracując dojeżdzamy do najgorszego odcinka trasy, sławnego asfaltu w lesie za Gruszeczką. MAKABRA! Jeszcze przed skrętem krzyczę do nich, żeby zwolnić w tym lesie ale gdzie tam. 33km/h to istny hardcore na tych dziurach. Nadgarstki bolą, a z zębów wypadają plomby. Zenek nie daruję Ci tego! ;) Na moje i mojego roweru nieszczęsie, dogania nas tutaj "pociąg" Interkolu. Część mojej grupy zabiera się z nimi. Jak mogłem odpuścić. Z pianą na zębach podpinam się do pociągu. W końcu idealny asfalt. I tu ciekawostka wszyscy zwolnili... :O Nie można było w tym lasku? Ech... ;)

Jedziemy dalej równym ostrym tempem około 36km/h. Część kolarzy odpadła część odjechała. Wszystko na bieżąco się tasuje. Dogania nas pociąg Harfy-Harrysona. Dopinam się na koło. Tempo 44km/h, hehe. Jest nieźle. Grupka miała w sumie jakieś 14 osób. Przejechałem z nimi z 10km. Dałem kilka zmian, pogadałem z Radkiem Majką, bratem Rafała. Po ostatniem mojej zmianie kiedy zchodziłem zobaczyłem podjazd. wiedziałem, że już się z nimi na kole nie utrzymam, bo po zmianie w tempie 42km/h siły szybko się nie regenerują... Odjechali. No nic. Podjechałem, zjadłem kanapeczkę z nutellą i dżemem. Pomogło. Doszło mnie 3 kolarzy i dalej pojechaliśmy razem. Na hopce 14%, gdzie Krzysiek w tygodniu namalował na asfalcie pozdrowienia dla nas dla Husarii, wszystko się porwało. Hopka faktycznie ciężka. 14% daje ognia. Przejechałem na stojąco. Kilka osób prowadziło rowery, w tym nasz kolega Artur z Husarii jak się później okazało na zdjęciach. :D

Zjazdy, podjazdy, zaczęły się trzebnickie góreczki. Wszystko się porwało i od tego momentu już do mety jechałem sam, po za momentem w których przez chwilę jechałem z 2 kolegami i jedną dziewczyną z nr 30, jak się później okazało Kasią z Nysy. Miała przykry upadek na jednym z ostrych zakrętów w prawo. Na szczęście jechaliśmy tam wolno. Zahamowala na piasku i poleciała. Ja poleciał bym za nią, i na nią :D ale udało mi się tuż przed nią zahamować i wypiąć buty. Pomogłem jej wstać, pozbierać się i założyć łańcuch. Strata około 4 minut. Zadowolenie w sercu duże. Zapytałem czy da sobie radę, a że dała znać, że będzie ok, pojechałem dalej. 2 kolegów, którzy byli z nami odejechali i nie pomogli koleżance. Nie będę podawał nr. Powiem tylko, że dla mnie to "Patafiany" i tyle.

Dalsze kilometry maratonu jechałem cały czas sam. Hopki w górę i w dół i wreszcie wjeżdżam na drogę, która już bezpośrednio prowadzi do Trzebnicy. Niestety na tym ośmio kilometrowym odcinku wiatr wieje wprost w twarz, a droga pnie się nieubłagalnie lekko ale w górę. Jest ciężko. Tempo 23km/h. Dojeżdżam wreszcie do początku zjazdu do Trzebnicy. Daję ognia i na zegarze 62km/h. Za moment skrzyżowanie z "krajówką". Udaje mi się praktycznie bez zatrzymywania przejechać i dalej w górę do rondka i w lewo. Ostatni malutki podjazd do mety, przez piach w prawo i spiker ogłasza: "...Na mecie witamy kolejnego zawodnika, Artura Świder z czasem 4:02:XX...". Kurcze znów 4:02! W tamtym roku też miałem prawie to samo, bo 4:03 ALE na dużo krótszym dystansie, bo 118km, hehe. Fatum to czy norma? Okaże się za rok bo też będę! ;)

Mój wynik: 28 miejsce w kategorii M3 na dystansie 135km (MEGA) - 4:02:XX / XX miejsce w kategorii OPEN na 135km (MEGA)

Teraz czas podsumować maraton plusami i minusami:

PLUSY:

1. "Przeprowadzenie" zawodników przez miasto przez motocyklistów - Rewelacyjny pomysł Zenek! Brawo!
2. Zorganizowane, darmowwe parkingi dla maratończyków.
3. Spiker i dobra organizacja na starcie / mecie.
4. DUŻY wypas jedzonka po maratonie.
5. Konkurs poetycki z nagrodami w niedzielę. ;) Ja też wygrałem. :D

MINUSY:

1. Start z TRAWY i wyjazd po PIASKU! Na rowerze szosowym to nieporozumienie.
2. Woda GAZOWANA na punktcie żywieniowym...
3. Odcinek asfaltu za Gruszeczką... Wiem, że to nie wina organizatorów ale wpływa na wizerunek maratonu. Zróbcie coś z tym kochani, bo naprawdę szkoda rowerów szosowych!



Czas 4:02:34 na 130,76km. Zająłem 28 miejsce w kategorii M3 na 96 kolarzy w tej kategorii. W klasyfikacji OPEN zająłem 128 miejsce na 464 kolarzy. :D

Reszta później.

Spalono: 0,63kg.

Na tym filmie od 9:40 jestem w stroju "Husarii Szosowej", w niebieskiej kamizelce bez rękawków z nr 104 na plechach:



Na tym, od pierwszego kadru:



A na tym i na początku i w środku i na końcu, miłego oglądania:


Kategoria Maraton Szosowy


  • DST 168.44km
  • Czas 05:05
  • VAVG 33.14km/h
  • VMAX 56.47km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 183 ( 93%)
  • HRavg 164 ( 84%)
  • Kalorie 5939kcal
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Szosowy V Leszczyński Maraton Rowerowy - Leszno

Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 03.06.2010 | Komentarze 2

29 maja w Lesznie wystartowałem w swoim drugim maratonie szosowym w życiu. Po dłuższym przemyśleniu wybrałem sobie dystans 168km. 90km to za mało jak dla mnie, a natomiast 240km to już trochę za dużo ale w sumie teraz patrząc z perspektywy czasu gdybym się zdecydował, też dał bym radę. Mój drugi start w maratonie szosowym zaplanowałem z większą starannością i dokładością. Zapoznałem się jeszcze w domu z trasą, zabrałem więcej "przekąsek" do tylnich kieszonek koszulki, itd. Po przejechaniu Żądła Szerszenia w Trzebnicy wiedziałem dużo więcej, o maratonach, jak się przygotwać i jak jechać oraz jak nie jechać aby mieć w miarę dobre miejsce na mecie. Na udział w imprezie zdecydował się róznież mój kolega Tomek, który też jest członkiem społecznośći Bikestats - http://www.bikestats.pl/rowerzysta/Platon - oraz kolega Jarek.

W związku z tym, że mieszkam we Wrocławiu i do Leszna mam raptem 100km, zdecydowałęm się na przyjazd do Leszna w sobotę z samego rana, tak aby zredukować koszty za nocleg. Dzień zapowiadał się pięknie, słońce świeciło już od samego rana i żadne chmury nie kryły nieba - jak dla mnie idealne warunki do jeżdżenia. Po przybyciu na miejsce, wypakowaniu sprzętu i przygotowaniu się do maratonu, poleciałem po numer startowy, który miał cyfrę - 142 - i z tym numerkiem przejechałem V Leszczyński Maraton Rowerowy.

Start mojej grupy (Grupa 24) był, o godzinie 7:53. Krótko przed startem byłem gotowy, pojawił się Tomek ale nie było Jarka... Hehe. No trudno pomyślałem i już sędzia zaprasza nas do przygotowania się do startu. Zamiast regulaminowej "szóstki" było nas 4. Tomek i ja oraz dwóch innych kolarzy. Krótkie przywitanie i... START!

Na początku jedziemy z Tomkiem z przodu tempem około 31km/h i czekamy na ruch kolegów. Niestety koledzy już po 1km zostali jakieś 250 metrów z tyłu. Krótka decyzja - jedziemy dalej sami i kręcimy tempo 35km/h i zmiany co 500 metrów. Na początku trasa szła jakąś główną drogą bo jakość asfaltów rewelacja. Szliśmy równym tempem. Co jakiś czas mijaliśmy pojedyńczych kolegów i koleżanki. Po jakiś 15km dogoniło nas dwóch kolegów więc znaczy się dobrzy zawodnicy. Szybka decyzja siadamy na koło. Tempo około 38/39km/h. Szybko. Jedzemy tak jakieś 4km, przyzwyczaiłęm się do prędkości, ochłonąłem i zaczeliśmy dawać z Tomkiem zmiany co 200/300 metrów. Koledzy przyjęli naszą inicjatywę i jakiś dłuższy czas jechaliśmy razem. po około 10km była jakaś górka, hmmm... wstyd mówić ale puściłem koło i już nie mogłem chłopaków dogonić. Tomek zauważył, że mnie nie ma i zostawił chłopaków i zaczekał na mnie - jechał z numerem 141 - jak dla mnie zasłużył na nagrodę Fair-Play za to zachowanie - dzięki Tomek. Od tego momentu następnych parę kilometrów jechaliśmy razem. Na około 35km doszedł nas pociąg z około 10 zawodnikami. Siadamy na koło. Prędkość była duża. Około 40km/h. Jadąc dalej coraz to nowi kolarze się podłączali, a inni odpadali. W pewnym momencie był taki układ, że ja byłem lekko z tyłu, zjechałęm po daniu zmiany, a Tomek prawie na czele. Ktoś puścił koło no i grupa pękła na dwa pociągi. Ja na moje nieszczęście byłem w tej drugiej części z tyłu no i już było po ptokach. Tomek z grupką odjechali, a moi towarzysze nie mogli ich dogonić. Sam pociągnąłem żeby dojechać ale nic z tego. Wkurzyłem się i z takim jednym kolegą w sumie odjechliśmy od tej grupki bo oni byli już nieźle ujechani. Potem on też osłabł i zostałem sam - najgorsza rzecz na maratonach. No nic myślę i jadę swoim tempem około 34/km/h. Tak zjechałem około 5km. Pokonałem sam wzniesienia to 9% i to 11% i potem widzę z tyłu jedzie pociąg. Dojechali do mnie i oczywiście się doczepiłem. Fajna grupka 10 osobowa. Prędkość w zakresie od 36km/h do 40km/h. Idealnie. I tak w sumie przez prawie 105km jechaliśmy razem. Zmiany co 500 metrów, każdy uczciwie pracował. Na pierwszym bufecie spotkałem Leszka z Koźmina Wlkp. z bratem nr 167 i 168 tego z którym jechałem duży odcinek w Trzebnicy. Fajnie. Jechało się znakomicie w tej grupie. Gdyby ten skład jechał na 230km to zaliczyłbym w życiu pierwszą "dwusetkę"! Po drugim bufecie gdzie już nawet się nie zatrzymywaliśmy, były te dwa fajne podjazdy. Troszkę nam się tam porwała nasza grupk ale na zjeździe znów się zjechaliśmy i tak aż do samej mety. Mając już tak do mety około 2km zjechałem z e swojej zmiany ale nie na koniec tylko ustawiłem się na 5 miejscu tak sprytnie aby sobie ułatwić finisz na mecie. W zakręt w prawo prowadzący na teren lotniska wchodziłęm pierwszy, potem w lewo też pierwszy ale na 10 metrów przed metą prześcignął mnie kolega z Gryflandu i tak zająłem drugie miejsce na finiszu z naszej grupki. Na mecie otrzymaliśmy od razu medale i to co mi się bardzo podobało, każdy z nas podziekował każdemu nawzajem za uczciwą pracę, przybijająć piątki. Super sprawa bo naprawdę KAŻDY z mojej grupki uczciwie pracował.

Mój wynik - Artur Świder nr 142 grupa M3 rocznik 1977 - 5:05:46 śr.31.40km/h

- 62 na 165 kolarzy jadących na 168km

- 19 miejsce w grupie M3 jadących na 168km :)

Jak na drugi start w maratonach jestem BARDZO zadowolony. Dobry czas, dobra średnia i extra grupa z jaką jechałe ponad 100km.

A teraz w + i - moje krótkie podsumowanie maratonu:

Za:

- Profesjonalna organizacja
- Tani udział w imprezie bo tylko 30zł
- Profesjonlane zabezpieczenie trasy w newralgicznych punktach
- Wielu fotografów na trasie
- SUPER jakościowo asfalt
- Zorganizowanie wszystkiego w sobotę

Przeciw:

- Jak dla mnie punkt żywieniowy MUSI mieć na dla nas kolarzy wodę NIEGAZOWANĄ a była tylko gazowana... :( po za tym punkty żywieniowe super. Dużu PLUS za Isostara.
- Za małe tabliczki z oznaczeniem trasy i za małe paski informacyjne. W ferworze walki można było przeoczyć. Według mnie nic nie zastąpi malowanych dużych strzałek na asfalcie jak było to w Trzebnicy.
- Jedzenie po wyścigu, to "w pakiecie" powinno byc lepsze, a nie rozgotowany makaron... ;)

Dziękuję bardzo za maraton w Lesznie i za możliwość jazdy z Wami. Poznałem wielu fajnych kolegów oraz spotkałem starych znajomych! :) Już teraz mówię do zobaczenia w Lesznie za rok, a wcześniej widzimy się 26 czerwca w Gorzowie Wielkopolskim. :)

Trip: 168,44km
Av: 31,40km/h
Max: 57,17km/h
Time: 5:05:46
Odo: 971km

Trasa: Leszno - Krzycko Wielkie - Śmigiel - Stare Bojanowo - Wojnowice - Teklimyśl - Belęcin/Karchowo - Świerczyna - Osieczna - Żakowo - Stare Bojanowo - Śmigiel - Bucz - Przemęt - Olejnica - Górsko - Brenno - Zaborówiec - Włoszkowice - Grotniki - Bukowiec - Krzycko Wielkie - Gołanice - Leszno


Kategoria Maraton Szosowy


  • DST 121.88km
  • Czas 04:03
  • VAVG 30.09km/h
  • VMAX 54.83km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 185 ( 95%)
  • HRavg 168 ( 87%)
  • Kalorie 4956kcal
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Szosowy Żądło Szerszenia - Trzebnica

Sobota, 24 kwietnia 2010 · dodano: 25.04.2010 | Komentarze 8

No i STAŁO się! :D Przejechałem pierwszy w życiu Szosowy Maraton Rowerowy! Jako, że po powrocie do kolarstwa szosowego po 6 latach w tamtym 2009 roku w lipcu, ten sezon 2010 jest dla mnie pierwszym PEŁNYM sezonem kolarskim, tak i Trzebnica stała się dla mnie pierwszym przetarciem w kolarskim amatorkim peletonie. Powiem tak: jestem MEGA zadowolony. Z mojego wyniku, z maratonu, z klimatu itd. No poprostu odlot. Ale po kolei...

Na maraton umówiłem się jeszcze w luty z moim kolegą Kubą, który trenuje triathlon. Mieliśmy jechać razem ale ostatecznie 3 dni przed startem Kuba odwołał swój udział w imprezie. :/ Szkoda bo całą taktykę, o kant d... było rozbić. :/ W piątek po południu pojawiłem się w Trzebnicy na spotkaniu organizacyjnym tak, żeby wszystkiego się dowiedzieć co i jak. Odebrałem przy okazji mój nr startowy - 117. Po powrocie do domu spakowałem się na wyjazd i położyłem się spać żeby wypocząć na start. Z radością na twarzy w sobote rano zameldowałem się w Trzebnicy. Start mojej grupy nr 12 był, o 8:52. Byłem na starcie oczywiście trochę wcześniej. Poszukałem kolegów z mojej grupy startowej żeby zobaczyć z kim jadę. Poznałem Jarka (nr 118) i prescota (nr 114). Gadu gadu i już spiker zapowiada start naszej grypy. Ustawiłem się i poczułęm lekkie podniecenie całą tą sytuacją. Wiecie, masa kolarzy, za chwilę start - lekki stresik, adrenalinka, hehe. To rozbudziło we mnie rządzę zwycięstwa. :D START! Ruszyłem jako piąty i odrazu ustawiłem się na czwartym miejscu w grupie tak, żeby nie zostać od razu z tyłu. Pierwsze 3 km, tempo w granicach 46km/h. :O Potem nie było lepiej. Prescot prowadził całą naszą grupę i po 6km przyszła kolej na moją zmianę... Sekundę przed obejrzałęm się za siebie i z naszej dziesiątki już zostało tylko 6 osób. Nieźle, pomyślałem i uderzyłem w pedały. Pociągnąłem tak z 400 metrów i... mnie odcięło. Kurcze, 46 czy 48 km/h to nie moje tempa. Chłopaki mnie objechali i odjechali... Źle to rozegrałem na początku. No ale trudno. Taka grupa. Przez następne 10 km jechałem sam w swoim tempie 34 km/h. Minęły mnie 2 "pociągi" ale chciałem wrócić spokojnie do "pionu" i nie podczepiałem się za nimi na krzywy ryj. Po około 15 km dojechał do mnie powoli jedem pociąg i... siadł mi na koło. Myślę, ok, jedziemy. Przyspieszyłem lekko do 37km/h i tak z 500 metrów, a potem zmiana i zmiana i zmiana. Uczciwie pracowaliśmy. "Mój" pociąg liczył 7 osób z czego 6 uczciwie pracowało, a jeden truteń z numerem 138 ni kutasa (potem na 90km odjechał, a przez cały czas mówił, że nie ma siły dać zmiany... ). Tak dojechaliśmy do Milicza. Krótki postój i w drogę. Tu zrobiłem następny błąd, ech... Nie dolałem sobie wody do bidonów... Potem musiałem oszczędzać! Jechało mi się w naszym "pociągu" świetnie. Tempo w granicach 35km/h. W mojej grupie był Jarek z nr 118 poznany na starcie, z którym pogadaliśmy trochę, o tym i owym. Dopiero potem zauważyłem, że jedziemy na takich samych kołach Mavic Ksyrium SL, hehe. Co jakiś czas podjadałem sobie bułeczkę z dżemem, żeby nie zabrakło sił. Ale coś nie tak zrobiłem bo na około 75km lekko mnie odcieło i zabrałem się za "zjedzenie" żelu i batona energetycznego ale przez to grupa odjechała mi na jakieś 200 metrów. No błąd i tyle, że pozwoliłem sobie na taką niefrasobliwość. Musiałem potem przez jakieś 4km walczyć z wiatrem i samym sobą żeby ich dojść. Na szczęście akurat znalało sie tam "rozciągniętych" kilkunastu kolarzy i kolarek, po kórych "przeskakiwałem" do mojej grupy. Kiedy już dojechałem do chłopaków okazało się, że na kole siedzą mi 4 osoby, a w tym 2 koleżanki z numerami 25 i 31, które SERDECZNIE pozdrawiam. Miło mi się zrobiło kiedy podziękowały za "dociągnięcie" ich do pociągu. :D Zaczęły się płyty i pierwsza selekcja. Mariusz nr 128, który jechał z nami odejchał na tym podjeźdie i dorwałem go dopier na 104km. W sumie od betonówki peleton się bardzo porwał i każdy jchał na własny rachunek. Praktycznie już do mety jechałem sam. Kogoś mijałem lub byłem mijany przez innych. Zjedzony wcześniej żel i baton energetyczny dały znać o sobie, bo bardzo fajnie mi się podjeżdżało pod trzebnickie górki. Jednakże na 110km zaatakowały mnie skurcze mięśni uda. W prawej i lewej nodze. Musiałem przez chwilę zwolnić i rozmasować nogi. Pomogło. Ostatnie 6 km do mety dałem z siebie wszystko i z czasem 4:03:48 wpadłem na metę w Trzebnicy! HURRA!!! :D

Mój wynik: 227 Artur Świder (117) Wrocław M3-58 4:03:48 śr. 29.16km/h

Jak na pierwszy start bez "przetarcia" w maratonach jestem BARDZO zadowolony. I powiem Wam jedno... POŁKNĄŁEM HACZYK!!! Hehe. Będę startował tak często jak się da, a w Trzebnicy już ZAWSZE bo to zawsze będzie dla mnie ten "pierwszy" raz.

A teraz w + i - moje krótkie podsumowanie maratonu:

Za:

- Profesjonalna organizacja
- Rodzinna, przyjacielska atmosfera
- Klimat wzgórz trzebnickich - niezapomniany
- IDEALNIE oznakowana trasa, bez szans na zgubienie się
- Profesjonlane zabezpieczenie trasy w newralgicznych punktach
- Wielu fotografów na trasie
- Obfity punkt żywieniowy w Miliczu
- Pyszne żarełko po maratonie

Przeciw:

- Jak dla mnie punkt żywieniowy za wcześnie, o 20km
- Niedzielne wyniki można było spokojnie przełożyć na sobotnie popołudnie. Ja w niedzielę byłem ale wiele osób odpuściło z różnych względów. Przeważnie logistycznych i organizacyjnych.

Dziękuję bardzo za maraton w Trzenicy i za możliwość jazdy z Wami. Poznałem wielu fajnych kolegów oraz spotkałem starych znajomych! :) Już teraz mówię do zobaczenia w Trzebnicy za rok, a wcześniej widzimy się 29 maja w Lesznie. :)



Trip: 121,88km
Av: 29,16km/h
Max: 56,47km/h
Time: 4:03:48
Odo: 387km

Trasa: Trzebnica - Milicz - Zawonia - Trzebnica


Kategoria Maraton Szosowy