Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi arturswider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 54342.85 kilometrów w tym 803.31 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.11 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 280113 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy arturswider.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 135.87km
  • Czas 05:20
  • VAVG 25.48km/h
  • VMAX 62.83km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 162 ( 83%)
  • Kalorie 5986kcal
  • Podjazdy 2522m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Szosowy w Radkowie

Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 08.05.2011 | Komentarze 2

To był mój pierwszy górski szosowy maraton rowerowy w życiu. Pojechaliśmy razem z Tomkiem "Platonem", jako przedstawiciele naszej grupy szosowej Husarii Szosowej. Aby zaoszczędzić na kosztach, wyjechaliśmy w sobotę raniutko, o 5:30. Podróż przebiegła bez żadnych problemów i już, o 7:20 zameldowaliśmy się na parkingu, niedaleko startu. Podeszliśmy od razu po numery startowe i zapoznaliśmy się z tym, co organizator przygotował w "paczkach". Tomek dostał nr 198, a ja 197. Przygotowaliśmy się do maratonu i podjechaliśmy na linię startu. Zawodnicy puszczani byli w grupach 6 osobowych, co 2 minuty. O 9:00 ruszała nasza grupa. Okazało się, że jest nas 5 osób, z czego 1 na MTB. Przywitaliśmy się z chłopakami i... w drogę! :D

Organizator tak przygotował trasę, że start odbywał się z końca ośrodka wypoczynkowego nad zalewem i już na początek hopka 12%, a potem przez drogę z kostki "kaczmarka" do wylotu na główną drogę. Tempo 40km/h. Od razu ustawiliśmy się w "pociąg"- widać było, że każdy wiedział, o co chodzi. Przejachaliśmy pierwsze 10km razem w tempie około 40km/h. Tempo było ostre i szły częste zmiany. Potem zaczęły się pierwsze hopki. Pierwsze wzniesienia jechaliśmy razem ale poczułem, że za ostro zacząłem start, bo bez rozgrzewki i wiedziałem, że nie utrzymam tego tempa. Tomek miał dobry dzień. Odskoczył mi na około 300 metrów z 3 innymi kolegami, a ja zostałem z tyłu. Chciałem zwolnić i wyregulować puls, bo do końca jeszcze 125km po górach... Na pierwszym poważnym podjeździe do Karłowa, dojechałem do Tomka. On też zwolnił z tego samego powodu co ja. Jechaliśmy razem. Ten podjazd, z tymi 8% i 10% przewyższeniami, to najcięższy podjazd według mnie na trasie maratonu. Minęliśmy kilka osób na podjeździe. Fajne uczucie jak widzisz, że nie tylko ty masz probemy, hehe. :) Na szczycie, przekąsiłem "kanapeczkę" z nutellą i w dół... Niestety jakość asfaltu na zjeździe do Szczytnej to istna AMBA, co spowodowało, że ostro na tych najgorszych odcinkach zwalniałem - Tomek mi odjechał. Standard na zjazdach. :) I od tego momentu, resztę trasy maratonu górskiego w Radkowie przejechałem sam...

Na początku miałem nadzieję, że dojdę Tomka, bo wiadomo, we 2 zawsze raźniej, a i zmiany można dać jak ciężko idzie. Niestety nie doszedłem go. Poźniej na mecie okazało się, że przez całą trasę "róznica" między nami wynosiła + - 5 minut... Na mecie okazało się, że były to tylko 4 minuty i 36 sekund! W domu przekalkulowałem sobie, że pewnie mając w pamięci nasze ostatnie wspólne wypady w góry, na podjazdach dochodziłem Tomka ale na zjazdach on mi odjeżdzał.

Od Szczytnej, do punktu żywieniowego, było kilka hopek. Udało mi się dojść kilku kolarzy ale nikt nie chciał siąść na koło. Dojechałem tak do punktu żywieniowego ale nie zatrzymałem się, bo wody miałem jeszcze 0,65 litra, a głód na bieżąco niwelowałem moimi "kanapkami" z dżemem i nutellą. Dojechałem do Kudowy Zdrój i zaczął się podjazd na Szczeliniec. Pamiętam jak kiedyś jechałem tędy z Maćkiem, Moniką i Aśką. W pamięci miałem to, że było ciężko, natomiast dziś zweryfikowałem to i mówię: Podjazd jest fajny, lekki i przyjemny. Poważnie. Oczywiście jest długi, bo ma około 7km ale średnie nachylenie to 4,8% więc luzik. Asfat super na początku, potem trochę gorszy ale równy. Udało mi się dogonić Małgosię "Greten", z Szerszeniu Trzebnickich, ale też nie chciała siąść na koło. ;) Potem dojechało do mnie 2 kolarzy z M2, siedli mi przez chwilę na koło i jechali za mną ale nie chciałem się dekoncentrować i szarpać z nimi więc dałem znać żeby jechali dalej. Dojechałem do szczytu i w dół. Zjazd super, po za 2km gorszego asfaltu z wielkimi dziurami na jednym zakręcie w prawo. Masakra. Potem już do samego zjazdu do Radkowa super asfalt. Na zjeździe na szczęście nikogo nie mijałem, bo nie lubię tego, a dwa, że niebezpiecznie i tyle.

Tu muszę się przyznać, że przez chwilę, kiedy zbliżałem się do końca pierwszej pętli, miałem ochotę zjechać na metę i zaliczyć "Mini", bo była to kusząca wizja, tym bardziej, że w perspektywie miałem kolejne 68,5km samotnej jazdy po górach ale nie poddałem się i zaatakowałem drugą pętlę. Czas pierwszego okrążenia 2:42:06. Piszę to daltego, że jak później się okazało, drugie okrążenie przejechałem szybciej niż pierwsze, z czasem 2:38:10! Zdziwiło mnie to bardzo, bo przecież na początku maratonu szło tutaj ostre tempo po 40km/h, a na drugim kółku jechałem tutaj sam 35km/h. Sprawdziła się tutaj prawda, że jadąc swoim tempem jedziesz lepiej niż utrzymując na siłę tempo innych. Pozwoliłem sobie "zjeść" żel Isostara i zapiłem wodą. Faktycznie potem nie czułem się przez dłuższy czas ani głodny ani nie czułem spadku mocy. Żele działają! Znów te pierwsze hopki, a niedługo potem ponownie wjazd na Karłów. Minąłem tutaj 5 kolarzy. Na zjeździe do Szczytnej znów DZIURY i co ciekawe, 2 kolarzy, których z łatwością objechałem na podjeździe dojechali do mnie na zjeździe, bo ja tu ostro zwolniłem - co to za sprawiedliwość!

Oczywiście na pierwszej hopce za Szczytną urwałem ich z koła ale niesmak pozostał. Tak jadąc to w górę, to w dół dojechałem do punktu żywieniowego. Stanąłem bo skończyła mi się woda. Zalałem 2 bidony, zjadłem pół banana, białego "lajona" i w drogę. Strata 3 minut to zysk w postaci pełnych bidonów! :D Za chwilę znów Kudowa i ponownie podjazd na Szczeliniec. Tym razem było troszeczkę ciężej, wiadomo 120km za mną. Jak za pierwszym razem wjeżdżałem z prędkością około 15,6km/h to drugim razem prędkość oscylowała w granicach 14,2km/h. Minałem tutaj, ku swej uciesze 3 szerszeni i z 4 inne osoby i wreszczie byłem na szczycie. Został mi tylko zjazd do mety, haha. Zjazd, po za dziurawym odcinkiem - Extra, Radków i skręt w lewo na metę. Okazało się, że droga przez ośrodek to lekka nie jest ;) i na koniec dała jeszcze popalić. Szczyt wzniesienia i zjazd 12% w dół przez 100 metrów (super się tu przyspiesza), zakręt w prawo, w lewo i META! :D Czas 5:20:16 i 10 miejsce w M3 na dystansie MEGA czyli 135km! EXTRA wynik! Jestem bardzo zadowolony!

Tomek czekał na mecie i jadł drożdżówkę. Pierwsze co pytam go to: ILE czekasz? On mówi 5:20 ale potem okazało się, że były to 4 minuty i 36 sekund... :D Przez cały maraton niecałe 5 minuty różnicy! Czułem, że tak było. Szkoda, że nie przejechaliśmy razem, no ale tak jak się zawsze umawiamy, jak coś, na maratonie każdy walczy sam. Po jakimś czasie pojawił się Mateusz "Mati213", który też był na tym maratonie. Odpoczęliśmy sobie z 1 godzinkę na mecie na trawie koło zalewu, poogladaliśmy innych jak zźajani wjeżdżają na metę i poopalaliśmy się trochę, bo pogoda dopisała jak nigdy. Około 16:00 wyjechaliśmy do Wrocławia. W domu byłem około 18:00.

Podsumowując, jestem bardzo zadowolony poierwsze z tego, że się nie poddałem, i że przejechałem całe 2 pętle czyli założony dystans 135km (MEGA). Po drugie, że przejechałem sam 115km po górach w niezłym czasie. Po trzecie, że zaliczyłem pierwszy górski maraton szosowy w życiu, co dało mi pojęcie jak one wyglądają, czego się spodziewać i jak jechać i jak się na nie nastawiać w przyszłości. Jeżeli trasa w przyszłym roku się poprawi pod kątem asfaltu (zjazd do Szczytnej), to przyjadę znów do Radkowa, a jeśli nie to będę się bardzo zastanawiał czy warto niszczyć rower... i tracić zyskany czas na podjeździe, na zjeździe... :/

Mój wynik: 10 miejsce w kategorii M3 na dystansie 135km (MEGA) - 5:20:16 / 40 miejsce w kategorii OPEN na 135km (MEGA)

Teraz czas podsumować maraton plusami i minusami:

PLUSY:

1. Super oznakowana trasa. Naprawdę tutaj ukłon dla organizatorów. Brawo!
2. Duży, darmowy parking dla maratończyków.
3. Bardzo dobrze zaopatrzony punkt żywieniowy z wodą NIEgazowaną - niech orgi z Trzebnicy i Leszna wezmą sobie to do serca!
4. Nie było potrzeby wracać na metę aby wyjechać na 2 czy 3 pętlę.

MINUSY:

1. MEGA DZIURY na zjeździe do Szczytnej! Nie jest to bezpośednią winą organizatorów ale niestety wpływan na wizerunek maratonu. Mimo, że mijam dyszących kolesi z "językiami na przednim kole" na podjeździe, to na zjeździe mnie doganiają, lącąc przez DZIURY jak przecinaki. Bez sensu.
2. Brak toalet (choćby 1 Toitoi-a) na parkingu - były 2 mecie ale do mety z parkingu było z 700 metrów.
3. TYLKO 1 kiełbaska z grilla... Chciałem zamienic talon na posiłem na kiełbaskę ale się nie dało. Przepraszam za ten "minus" ale bardzo lubię jedzonko z grilla, a w Trzebnicy zjadłem 4, i nie było problemu. ;)
4. Rozdanie medali i losowanie nagród na drugi dzień czyli w niedzielę... ZAWSZE będę pisłał, że to minus każdego maratonu! MINUS!!!

Spalono: 0,78kg.


Kategoria Maraton Szosowy


  • DST 49.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 28.50km/h
  • VMAX 47.76km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 190 ( 97%)
  • HRavg 146 ( 74%)
  • Kalorie 1823kcal
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Rower Treningowy Schwinn
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekko :) przed Radkowem

Czwartek, 5 maja 2011 · dodano: 08.05.2011 | Komentarze 0

Dziś, z uwagi na start w maratonie w sobotę planowałem lekki trening rozjazdowy. Bez zbytniego szarpania zacząłem króciutką rozgrzewkę i w sumie od razu zacząłem zajęcia. Niby miało być lekko ale kurcze zawsze trochę człowieka poniesie i już po 30 minutach zajęć "sprawdziłem" sobie przez przypadek HRMax i wyszło mi 191HR. :) Potem już odpuściłem i jechałem w tlenie. W przerwie jak zwykle zrobiliśmy z Agnieszką "Combo" ale tym razem pilnowałem, żeby kręciła równo ze mną czyli "pełne" 4 obroty korbą, a nie oszukane 3. :) Tak, tak Aga, teraz będę Cię już pilnował. ;) Przekręciłem 2 godziny zajęć, po czym zrobiłem rozciąganie i pojechałem do domu. W sobotę pierwszy w życiu górski maraton szosowy. Ciekaw jestem jak mi pójdzie. :)

Spalono: 0,26kg.




  • DST 8.12km
  • Czas 00:26
  • VAVG 18.74km/h
  • VMAX 32.12km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 135 ( 69%)
  • HRavg 126 ( 64%)
  • Kalorie 80kcal
  • Podjazdy 10m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przejażdżka do serwisu

Środa, 4 maja 2011 · dodano: 13.05.2011 | Komentarze 0

Zawiozłem rower do serwisu, żeby przygotowali mi mojego ścigacza na maraton w Radkowie. :)




  • DST 48.16km
  • Czas 01:42
  • VAVG 28.33km/h
  • VMAX 53.24km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 185 ( 94%)
  • HRavg 157 ( 80%)
  • Kalorie 1884kcal
  • Podjazdy 280m
  • Sprzęt Rower Treningowy Schwinn
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na dworze ZIMA więc stacjonarka...

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 03.05.2011 | Komentarze 2

Na dworze ZIMA i pada śnieg... :D więc nie było jak trenować na szosie. Krótka piłka - lecę do TopGym. Przyleciałem, porozciągałem nóżki i hop na rowerek. Rozgrzewka 5+5 i potem 15 minut + 15 minut +1 wytrzymałościówki. Jechałem na starej małej sali bo na nowej były jakieś zajęcia i zapomniałem sobie otworzyć drzwi co poskutkowało tym, że po tych 30 minutach wytrzymałościówki ścieło mnie z braku świeżego tlenu. Poważnie. Musiałem się zatrzymać i iść otworzyć drzwi bo bym nie wyrobił... Wskoczyłem w bloki i 10 minut siły, odpoczynek i pojechałem 30 minutowy podjazd w układzie 5x1 (+1) + 5x30s+30s. Bardzo fajny układ, dający w kość ale czas szybko leciał. :) Na koniec zapodałem jeszcze Combo 10 minut, rozjazd i do domu na obiadek. :D

Spalono: 0,24kg.




  • DST 130.76km
  • Czas 04:02
  • VAVG 32.42km/h
  • VMAX 58.35km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 167 ( 85%)
  • Kalorie 4856kcal
  • Podjazdy 952m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Szosowy w Trzebnicy

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 1

Miło jest znów zawitać do Trzebnicy, gdzie w tamtym roku po raz pierwszy w życiu przejechałem szosowy maraton. W tym roku przyjechałem tutaj zając dużo wyższe miejsce niż w 2010 roku. Trenowałem zresztą ostro w zimie z myślą, o lepszych wynikach. :) Trzebnica zaskoczyła mnie na początku tym, że zmieniło się miejsce staru. Byłem w piątek na odprawie i kiedy zobaczyłem tą trawiastą łąkę i piasek na wyjeździe na asfalt to naprawę się wkurzyłem. :( W sobotę rano przyjechałem na 1 godzinę przed startem aby się bez stresu przygotować. W zimie, kiedy w tygodniu chodziłem na zajęcia rowerowe spinning, namówiłem Anetę Adamek, instruktorkę z TopGym, która ściga się w zawodach MTB, na udział w tym maratonie szosowym. Udało się i razem z Anetą przyjechaliśmy do Trzebnicy - zajęła 5 miejsce w M3! :) Niestety organizator zawodów, nie pozwalał na łączenie w grupie zawodników z różnych grup wiekowych i koledzy z mojej grupy szosowej "Husarii Szosowej", czyli Tomek, Krzysiek, Marcin i Darek, jechali oddzielnie czyli razem w 4 osoby, a ja sam. Artur starował sam, o 8:46. Startowałem, o 8:18, Aneta, o 8:04, którą odprowadziłem na start i życzyłem powodzenia, a chłopaki, o 8:48. Miałem tylko nadzieję, że moja grupa nie okaże się słaba i nie będę tracił czasu na jazdę samotnie. Spotkałem przed startem kilku znajomych, a w śród nich Zbyszka "Prescota" z forum szosowego, który jak się okazało miał na kasku kamerę i nagrywał wyścig podczas jazdy (będę nagrany w kilku miejscach na jego filmie - dzięki Zbyszek!). Nadszedł moment mojego startu. Grupa jak każda 10 osobowa, puszczana co 2 minuty. Przywitałem się z kolegami i w drogę!

Wyjechałem wolno przez tą nieszczęsną trawę i piasek, ustawiłem się jako 4 w pociągu i heja! Przez Trzebnicę prowadzili nas motocykliści do wylotu z miasta - super pomysł! Za miastem start ostry i atakujemy. Tempo około 42km/h. Wiatr zbytnio nie przeszkadzał więc tempo szło. Po jakiś 4km oglądam się do tyłu, a nas zostały 4 osoby. Kurcze! Jednak słaba grupa. No nic ciśniemy dalej sami. Doganiamy jakis maruderów. Dalej okazuje się, że jedziemy w 3. Częste zmiany nie dają odpocząć. Czekam z utęsknieniem na jakiś "pociąg". Wreszcie jest. Przesiadam się i leciemy razem w jakieś 9 osób. Okazało sie potem, że w tej gupce jechał kolega "Koroliow", który też nagrywał wyścig kamerką umieszczona na kierownicy i na jego dwóch filmach jestem częstym gościem! Dzięki Koroliow! :D Grupa idzie równym tempem. Mijamy kolejnych kolarzy. Tak równo pracując dojeżdzamy do najgorszego odcinka trasy, sławnego asfaltu w lesie za Gruszeczką. MAKABRA! Jeszcze przed skrętem krzyczę do nich, żeby zwolnić w tym lesie ale gdzie tam. 33km/h to istny hardcore na tych dziurach. Nadgarstki bolą, a z zębów wypadają plomby. Zenek nie daruję Ci tego! ;) Na moje i mojego roweru nieszczęsie, dogania nas tutaj "pociąg" Interkolu. Część mojej grupy zabiera się z nimi. Jak mogłem odpuścić. Z pianą na zębach podpinam się do pociągu. W końcu idealny asfalt. I tu ciekawostka wszyscy zwolnili... :O Nie można było w tym lasku? Ech... ;)

Jedziemy dalej równym ostrym tempem około 36km/h. Część kolarzy odpadła część odjechała. Wszystko na bieżąco się tasuje. Dogania nas pociąg Harfy-Harrysona. Dopinam się na koło. Tempo 44km/h, hehe. Jest nieźle. Grupka miała w sumie jakieś 14 osób. Przejechałem z nimi z 10km. Dałem kilka zmian, pogadałem z Radkiem Majką, bratem Rafała. Po ostatniem mojej zmianie kiedy zchodziłem zobaczyłem podjazd. wiedziałem, że już się z nimi na kole nie utrzymam, bo po zmianie w tempie 42km/h siły szybko się nie regenerują... Odjechali. No nic. Podjechałem, zjadłem kanapeczkę z nutellą i dżemem. Pomogło. Doszło mnie 3 kolarzy i dalej pojechaliśmy razem. Na hopce 14%, gdzie Krzysiek w tygodniu namalował na asfalcie pozdrowienia dla nas dla Husarii, wszystko się porwało. Hopka faktycznie ciężka. 14% daje ognia. Przejechałem na stojąco. Kilka osób prowadziło rowery, w tym nasz kolega Artur z Husarii jak się później okazało na zdjęciach. :D

Zjazdy, podjazdy, zaczęły się trzebnickie góreczki. Wszystko się porwało i od tego momentu już do mety jechałem sam, po za momentem w których przez chwilę jechałem z 2 kolegami i jedną dziewczyną z nr 30, jak się później okazało Kasią z Nysy. Miała przykry upadek na jednym z ostrych zakrętów w prawo. Na szczęście jechaliśmy tam wolno. Zahamowala na piasku i poleciała. Ja poleciał bym za nią, i na nią :D ale udało mi się tuż przed nią zahamować i wypiąć buty. Pomogłem jej wstać, pozbierać się i założyć łańcuch. Strata około 4 minut. Zadowolenie w sercu duże. Zapytałem czy da sobie radę, a że dała znać, że będzie ok, pojechałem dalej. 2 kolegów, którzy byli z nami odejechali i nie pomogli koleżance. Nie będę podawał nr. Powiem tylko, że dla mnie to "Patafiany" i tyle.

Dalsze kilometry maratonu jechałem cały czas sam. Hopki w górę i w dół i wreszcie wjeżdżam na drogę, która już bezpośrednio prowadzi do Trzebnicy. Niestety na tym ośmio kilometrowym odcinku wiatr wieje wprost w twarz, a droga pnie się nieubłagalnie lekko ale w górę. Jest ciężko. Tempo 23km/h. Dojeżdżam wreszcie do początku zjazdu do Trzebnicy. Daję ognia i na zegarze 62km/h. Za moment skrzyżowanie z "krajówką". Udaje mi się praktycznie bez zatrzymywania przejechać i dalej w górę do rondka i w lewo. Ostatni malutki podjazd do mety, przez piach w prawo i spiker ogłasza: "...Na mecie witamy kolejnego zawodnika, Artura Świder z czasem 4:02:XX...". Kurcze znów 4:02! W tamtym roku też miałem prawie to samo, bo 4:03 ALE na dużo krótszym dystansie, bo 118km, hehe. Fatum to czy norma? Okaże się za rok bo też będę! ;)

Mój wynik: 28 miejsce w kategorii M3 na dystansie 135km (MEGA) - 4:02:XX / XX miejsce w kategorii OPEN na 135km (MEGA)

Teraz czas podsumować maraton plusami i minusami:

PLUSY:

1. "Przeprowadzenie" zawodników przez miasto przez motocyklistów - Rewelacyjny pomysł Zenek! Brawo!
2. Zorganizowane, darmowwe parkingi dla maratończyków.
3. Spiker i dobra organizacja na starcie / mecie.
4. DUŻY wypas jedzonka po maratonie.
5. Konkurs poetycki z nagrodami w niedzielę. ;) Ja też wygrałem. :D

MINUSY:

1. Start z TRAWY i wyjazd po PIASKU! Na rowerze szosowym to nieporozumienie.
2. Woda GAZOWANA na punktcie żywieniowym...
3. Odcinek asfaltu za Gruszeczką... Wiem, że to nie wina organizatorów ale wpływa na wizerunek maratonu. Zróbcie coś z tym kochani, bo naprawdę szkoda rowerów szosowych!



Czas 4:02:34 na 130,76km. Zająłem 28 miejsce w kategorii M3 na 96 kolarzy w tej kategorii. W klasyfikacji OPEN zająłem 128 miejsce na 464 kolarzy. :D

Reszta później.

Spalono: 0,63kg.

Na tym filmie od 9:40 jestem w stroju "Husarii Szosowej", w niebieskiej kamizelce bez rękawków z nr 104 na plechach:



Na tym, od pierwszego kadru:



A na tym i na początku i w środku i na końcu, miłego oglądania:


Kategoria Maraton Szosowy


  • DST 53.16km
  • Czas 02:05
  • VAVG 25.52km/h
  • VMAX 36.45km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 182 ( 93%)
  • HRavg 137 ( 70%)
  • Kalorie 2021kcal
  • Podjazdy 90m
  • Sprzęt Rower Treningowy Schwinn
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekko w tlenie przed Trzebnicą

Czwartek, 28 kwietnia 2011 · dodano: 29.04.2011 | Komentarze 0

Od dłuższego czasu nie miałem tak lekkiego i przyjemnego trenigu jak dziś. Bez stresum bez szarpania jazda w pulsie między 140HR, a 150HR. Rozciąganie, rozgrzeweczka 5+5 w pulsie 130HR i 30 minut w pulsie 140HR na wysyokiej kadencji. Potem dołączyłem do zajęć i zrobiłem 2 odcinki "pod górkę" dla rozgrzania wszystkich partii mięśni. Potem znów przez całą przerwę i początek zajęć 30 minut w 150HR w wysokiej kadencji (bez Combo mimo, że Agnieszka była) i znów zajęcia z czego na koniec zrobiłem sobie 8 minut finałowego podjazdu w pulsie między 170HR, a 182HR. Potem rozjazd i do domku. :) W sobotę pierwszy wyścig w sezonie - Trzebnica! :) Zobaczymy na ile jestem mocny w tym roku. :D

Spalono: 0,26kg.




  • DST 86.16km
  • Czas 02:28
  • VAVG 34.93km/h
  • VMAX 46.24km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 188 ( 96%)
  • HRavg 158 ( 81%)
  • Kalorie 2755kcal
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Rower Treningowy Schwinn
  • Aktywność Jazda na rowerze

CZWARTA Godzina Jazda Na Czas + Spinning

Wtorek, 26 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 3

Dziś zabrałem się ochoczo za trening z uwagi na "przejedzone" i leniwe święta wielkanocne. Chciałem i dałem sobie ostro w nogi. Udało mi się zaliczyć pierwszy trening na nowej sali. Sala dużo przestronniejsza i co ważne, jaśniejsza i weselsza od tamtej "piwnicy". :D Zacząłem od rozciągania i rozgrzewki 5+5, a potem zgodnie z założeniem przejechałem godzinną jazdę na czas w tempie 41km/h i w średnim pulsie 167HR przez całą godzinę. Po 30 minutach zwiększyłem sobie obciążenie, o 1 ząbek. Potem chwilka odpoczynku i dołączyłem do zajęć. Ostro potrenowałem siłę i wytrzymałość. W przerwie zrobiłem z Agnieszką nieśmiertelne Combo i potem drugą godzinę zajęć "Hill". Były 2 duże podjazdy i na koniec sprinty. Trening bardzo udany. Teraz odpoczynek, a w czwartek tylko delikatny rozjazd tak na rozgrzenie mięśni przed sobotnik maratonem szosowym w Trzebnicy. :D

Spalono: 0,36kg.




  • DST 180.25km
  • Czas 06:24
  • VAVG 28.16km/h
  • VMAX 63.98km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 186 ( 95%)
  • HRavg 139 ( 71%)
  • Kalorie 7578kcal
  • Podjazdy 1192m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jugowska i 2 x Tąpadło = 181km :)

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 24.04.2011 | Komentarze 2

Dogadałem się w tygodniu z Krzyśkiem i zaproponowaliśmy na forum szosowym wspólny wypad z Wrocławia przez Przełęcz Tąpadło, Dzierżoniów na Przełęcz Jugowską i z powrotem tą samą trasą do Wrocławia. Jak zwykle spotkaliśmy się na rogu Hallera i Grabiszyńskiej. Przyjechał Mati213 oraz Wojtek "Akitigra". W Sobótce czekał na nas Grzegorz "Gr3gory". Odcinek do Sobótki przelecieliśmy bardzo szybko. Tempo w "pociągu" około 35km/h, choć przez pierwszy odcinek około 10km szło 41km/h. ;) Pogoda dopisała, a wiatr nie przeszkadzał. Do Sobótki dojechaliśmy w 56 minut, jadąc lekko "na około", przez Wysoką, Pustków Żurawski i Nasławice. Tam dołączył do nas Grzechu. Pojechaliśmy na Przełęcz Tąpadło, gdzie na szczycie Wojtek ogłosił, że dziękuje za wspólny wypad i wraca do Wrocławia, bo wie, że na takim dystansie jaki nas czeka, nie da rady.

Zjazd do Wirów i dalej droga do Dzierżoniowa poszła migiem. Jak zwykle postój pod Lidlem. Tam każdy uzupełnił "pawlio", czyli zjazd coś na pokrzepienie i pojechaliśmy w kierunku Pieszyc. Skręt na Kamionki i... zaczął się podjazd na Przełęcz Jugowską. Przez około 8km jechaliśmy razem, ale mając na uwadze powrót do Wrocławia odpuściłem "szarpanie" się z młodzieżą i reszę podjazdu na szczyt zrobiłem sam w swoim tempie. Przez chwilę jechał ze mną Grzegorz ale dałem mu znać, że jak chce niech leci z nimi bo ja nie będę szarpał. Podjazd poszedł mi bez problemu, a chłopaków w sumie gdzieś tam w oddali przez dłuższy czas widziałem. Na szczycie Krzysiek krzykął mi: "Dwa Dwadzieścia", co oznaczało minimalna stratę w porównaniu do tamtego roku. Chwila odpoczynku i w doł, a tym samym spowrotem do domu. Do samego Dzierżoniowa praktycznie z górki. Postój po Lidlem i na Sobótkę. Praktycznie do Wirów Grześ zrobił dla nas super robotę, bo dowiózł nas na kole, wiedząc, że mamy jeszcze daleko do domu - dzięki Grzegorz! Młodzież, czyli Krzysiek i Mateusz odskoczyli i nie pożegnali się z Grześkiem. Szkoda.

Zaczął się ponowny podjazd pod Przłęcz Tąpadło. Z uwagi na coraz mocniej wiejący wiatr w twarz, jechało sie coraz ciężej. Na szczycie zaserwowałem sobie żel, wiedząc, że wiejący wiatr w twarz na powrocie, po tylu kilometrach będzie dawał ostro po mięśniach. Nie myliłem się. Było ciężko. Z uwagi na to, że koledzy odskoczyli ode mnie na zjeździe i nie poczekali, odbiłem na dobrze znaną mi drogę do Wrocławia i pojechałem dalej sam. Taki los. Jechało się ciężko ale dałem radę i jestem z siebie bardzo zadowolny. W Gniechowicach zatrzymałem się w sklepiku i kiedy przelewałem wodę do bidonu, zobaczyłem na drodze Mateusza. Okazało się, że i jego Krzysiek zostawił. Pojechaliśmy dalej razem, jadąc uczciwie na zmianach po 1km. Dojechaliśmy do Wrocławia. Tam szybkie podziękowanie za współpracę i każdy odbił w swoją stronę.

Dystans 181km jaki dziś zrobiłem, 3 przełęcze oraz 36km samotnej "jazdy na czas" z wiatrem czołowym, to jak na początek sezonu niezły "występ". Nigdy jeszcze nie zacząłem tak mocno sezonu. Czuję, że to będzie decydujący sezon! :)

Trip: 180,25km
Av: 28,12km/h
Max: 63,98km/h
Time: 6:24:16
Odo: 3311km

Trasa: Wrocław (Hallera/Grabiszyńska) - Wysoka - Pustków Żurawski - Ręków - Nasławice - Sobótka - Przełęcz Tąpadło - Wiry - Dzierżoniów - Pieszyce - Kamionki - Przełęcz Jugowska - Pieszyce - Dzierżoniów - Wiry - Przełecz Tąpadło - Sobótka - Będkowice - Nasławice - Ręków - Pustków Żurawski - Gniechowice - Bielany Wr. - Wrocław

Spalono: 0,98kg.


Kategoria W Peletonie


  • DST 66.12km
  • Czas 02:05
  • VAVG 31.74km/h
  • VMAX 46.14km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 191 ( 97%)
  • HRavg 153 ( 78%)
  • Kalorie 2263kcal
  • Podjazdy 370m
  • Sprzęt Rower Treningowy Schwinn
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stacjonarka i 191HR!

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 0

Planowałem to, że w tym tygodniu zaliczę dwa zajęcia na stacjonarce i tak też się stało. Przed zajęciami zdąrzyłem zrobić rozciąganie i PEŁNĄ rozgrzewkę drugi raz z rzędu czyli 5+5 i 15 minut w blokach, potem dołączyłem do zajęć. Noga kręci się, że hej. Jestem mega zadowolony. Przełożenia, na których do tej pory było "ciężko" teraz idą na dużo większym luzie. Zajęcia dobrze i uczciwie przepracowane. Jestem mega zadowolony! :D

Spalono: 0,29kg.




  • DST 82.14km
  • Czas 02:38
  • VAVG 31.19km/h
  • VMAX 42.56km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 182 ( 93%)
  • HRavg 146 ( 74%)
  • Kalorie 2741kcal
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt Rower Treningowy Schwinn
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znów... Stacjonarka... :D

Wtorek, 19 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 4

Miało już nie być stacjonarki ale jeszcze się skusiłem... Trochę wbrew sobie ale z drugiej strony dla wygodnictwa. Lepiej mi po pracy skoczyć na stacjonarkę niż jechać do domu, przebierać się, przepychać ulicami wśród aut po za miasto itd. Zresztą, o 19:30 już lekko ciemno i jeszcze zimno. Trening rozpocząłem jak zawsze od rązciągani, a potem przejechałem tradycyjną rozgrzewką czyli 5+5 i 15 minut wytrzymałościówki, a potem 5 w blokach. Ostro. Potem rozpoczęły się zajęcia. Uczciwie przepracowałem pierwszą godzinę spinningu, a w przerwie zrobiłem z Agnieszką Combo. Jek zwykle. :D Potem druga godzinka zajęć "Hill", rozciąganie i do domku.

Spalono: 0,36kg.