Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi arturswider z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 54342.85 kilometrów w tym 803.31 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.11 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 280113 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy arturswider.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 201.27km
  • Czas 06:49
  • VAVG 29.53km/h
  • VMAX 60.81km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 190 ( 96%)
  • HRavg 141 ( 71%)
  • Kalorie 7597kcal
  • Podjazdy 1590m
  • Sprzęt Felt F55
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolejny etap ponad 200km w mojej karierze! :)

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 2

Zdzwoniłem się z Tomkiem w piątek po południu u ustaliliśmy, że lecimy w sobotę na etap. Wcześniej Marcin zaproponował abyśmy wyruszyli z nim do Wrocławia z Wałbrzycha. Jako, że pojawił się jeszcze Marcin Natus, zdecydowaliśmy się, na przejechanie trasy Wrocław - Wałbrzych na rowerach. Wcześniej planowaliśmy przejazd pociągiem. Raniutko, o 8:30 spotykaliśmy się na skrzyżowaniu ul. Hallera i ul. Powstańców Śląskich, gdzie miał dołączyć jeszcze Emty13 i Wtd ale nie przyjechali. Ruszyliśmy we trzech. Wylot z Wrocławia i pierwsze km w spokojnym tempie około 30km/h. Za Tyńcem podręciliśy tempo i przelotowa wyszła 35km/h. Jechaliśmy z Tomkiem na zmianach po około 8km. Wiatr prawie nie wiał. Natus siedział na kole przez całą drogę, tłumacząc się, że zbiera siły na "górki". Ok, nie ma problemu. Za Świdnicą zwolniliśmy trochę, bo i tak byliśmy przed czasem. Pierwsza premia górska to podjazd do Wałbrzycha. Średnie nachylenie 5%/6%. Krótki ale fajny podjazd. Za szczytem, na odbiciu do zamku Książ, pauzujemy na chwilę i dzwonimy do Marcina żeby się już szykował. Dojeżdżamy do miejsca zbiórki w Wałbrzychu po okropnych dziurach. Nie lubię za to Wałbrzycha. Amba i tyle. Robimy mały bufet i ruszamy z Marcinem w kierunku Walimia. Na wylocie z miasta mały podjazd, a potem już odbijamy z głównej w lewo i wreszcie jest spokojna jazda. Teren pofałdowany. Jedzie się świetnie. Po małym podjeździe, długo zjeżdżamy w dół i po chwili, rozpoczynamy podjazd na przełęcz Sokolec. Podjazd jest długi ale łatwy. Tylko na końcu droga ma ponad 10% przez jakieś 500 metrów. Dojeżdżamy z Marcinem razem do szczytu. Maxymalne tętno 190HR. :) Podkręciłem na końcówce tempo i zrobiłem sobie tam interwał. Odstawiłem Marcina na około 200 metrów. Mało ale cieszy. :D Po chwili dojeżdża Tomek, a potem Marcin. Zjeżdżamy w dół i po chwili zaczynamy podjazd na przełęcz Jugowską. OD tej strony podjazd jest prosty i bez niespodzianek. Po chwili Natus mówi nam "do zobaczenia na szczycie" i zwalnia. Dojeżdża do nas na górę po około 8 minutach. My w trójkę razem dojeżdżamy do górskiej premii. Chwila na złapanie oddechu i w dół. Zjazd z przełęczy Jugowskiej zawsze jest BARDZO przyjemny. Asfalt jak stół. Prędkość średnia 56km/h. Czego chcieć więcej. :) W pieszycach zatrzymuje mnie jakiś kolarz w koszulce Bianchi. Prosi, o dętkę bo jego szlag trfił. Daję mu swoją. Zjeżdżamy dalej i lądujemy w Netto na najdłższy na tym etapie bufet. Posileni jedziemy przez Dzierżoniów w kierunku Wrocławia. Jest z wiatrem i prędkość wacha się między 40km/h, a 45km/h. Lubię to! :D Trasę jaką wracaliśmy do Wrocławia zaproponował Marcin. Droga fajna, asfalt ok i ruch niewielki. Na koniec była lekka zmarszczka podobna do przełęczy Tąpadło ale krótsza i o mniejszym nachyleniu. Zrobiliśmy ją na raz. Potem przez Nasławice, Ręków i Pustków Żurawski polecieliśmy na Wrocław. Zdecydowaliśmy, że wracamy przez Wysoką. Mi to pasowało bo chciałem przekroczyć po raz trzeci w życiu "magiczne" 200km. Natusowi już mniej, bo od dawna jechał na oparach ale wiedział, że jak nas odpuści to będzie wracał sam DUŻO dłuzej niż u nas na kole. Prędkość 33km/h do 36km/k i o 17:10 meldujemy się na ul. Borowskiej we Wrocławiu. Krótkie pożegnanie, gratulacje dla Natusa za życiówkę i do domku na pyszne spaghetti. :D

Spalono: 0,99kg





Komentarze
arturswider
| 07:05 środa, 14 września 2011 | linkuj Hej,

Witaj nieznajoma. :) Dziękuję za miły wpis. To fakt, zawziąłem się w tym sezonie i są efekty. Co do Anety to szkoda, że nie ma jej w TopGym no ale co zrobić. :( Ja i tak w większości czasu robiłem swój zaplanowany trening, a tylko czasami włączałem się do zajęć. Zapraszam do czytania i cieszę się, że Ci się podoba. :)

P.S. Wpadnij czasem na zajęcia do TopGym i powiedz, że Ty to Ty. Miło będzie poznać. :)
Kasia | 13:28 wtorek, 13 września 2011 | linkuj Czesc. Dzisiaj przez przypadek trafilam na Twoj blog. Bardzo mi sie podoba. Przeczytalam calosc. Gratuluje powrotu do kolarstwa, swietnego sezonu i super formy. Jestes bardzo zaparty w tym sporcie. To sie przydaje w zyciu:) Zycze powodzenia. Ale jak dasz rade w top gym bez Anety???? Uwierz mi, to nie jest latwe. Twoj atut to zawzietosc:) Ja dzisiaj postaram sie wskoczyc na rower i choc 1lub 1,5 godz. popedalowac. Maly spacerek, jak ja to mowie, ale zawsze cos:) Bede zagladala na Twoj blog. Pozdrawiam slonecznie :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa emumi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]